-Co ty robisz?! -nim sprawy zaszły za daleko cofnęłam się.Kurcze, dobrze, że Rafał tego nie widział.Wściekł by się.
-Smakuję.. -odpowiedział z takim spokojem jakby nic się nie stało.Zupełnie na luzie.Czy on jest zjarany czy co?!
-Co robisz?! -zaczynam krzyczeć na niego.Dobrze, że muzyka w salonie jest głośna, inaczej pewnie wszyscy by się tutaj zbiegli.
-Smakuję..Konsumuję..-Nate siada na moim łóżku i opiera się o ścianę, ręce krzyżuje na klatce piersiowej.Zupełnie mu odwaliło.Co on w ogóle sobie myśli?! -Testuję..Sprawdzam..
-O co ci chodzi? -warczę stojąc przed nim.Niech mnie lepiej nie denerwuje.Rozglądam się za czymś, czym mogłabym go uderzyć.Hmm.. widzę doniczkę z kaktusikiem stojącą na biurku -mogłaby się przydać.Zapewne zabolałoby takim kaktusem.Nawet wiem, gdzie mógłby wylądować..Auć.
-Chciałem coś sprawdzić.Tyle. -uśmiecha się.
-Jaja sobie robisz?! -znowu zaczynam krzyczeć.
-Nie mów, że ci się nie podobało. -śmieje się i wstaje.Automatycznie zaczynam się cofać.On jednak mija mnie i kieruje się w stronę drzwi. -Lepiej już zacznij szukać sukni ślubnej. -znowu się uśmiecha i wychodzi.Po prostu wychodzi.Wzdycham z ulgą i siadam obok Penelopy, która schowała się w swoim drewnianym domku.Nie wiem dlaczego akurat mam świnkę morską, przecież wolę psy.To nie tak, że żałuję tej decyzji, po prostu czasami się nad nią zastanawiam.Kiedy byłam po nią w sklepie zoologicznym z początku myślałam nad znacznie większą no i całą czarną świnką, a to dlatego, że Penelopa się schowała.Była najmniejsza ze wszystkich świnek.Wydawała się taka bezbronna.Od razu ją pokochałam.Nie, cieszę się, że mam świnkę morską.Na psa przyjdzie jeszcze czas.
-Nina? A co tu tutaj robisz? -do pokoju wchodzi Steph. -Tam trwa twoje przyjęcie urodzinowe, a ty siedzisz z Penelopą?
-Chciałam sprawdzić, czy ma jeszcze wodę do picia -kłamię.Wstaję z podłogi i wychodzę do salonu gdzie ogłusza mnie muzyka.Nie słyszę nic oprócz niej, nawet własnych myśli.No, może to i nawet dobrze.
Moje przyjęcie urodzinowe skończyło się między 2 a 3 nad ranem.Nie poszłam do szkoły.Nie byłam w stanie.Nie dlatego, że wyglądałam niczym jakaś wiedźma, a dlatego, że kompletnie nie czułam nóg.Poznałam jakiegoś gościa.. hmm.. Ryan? Tak Ryan.Świetnie się z nim bawiłam.Jest kolegą Rafała.To on przywiózł tort.No i tak jakoś został na dłużej.Z tego co wiem, to Steph i Matylda też nie odwiedziły dzisiaj szkoły.Ciekawi mnie, z kim one się bawiły.Muszę z nimi pogadać.Tylko później.Jak już ogarnę ten cały burdel, który się nagle zrobił w salonie.Mogłabym przysiąc, że wczoraj go nie było. Pewnie ufo w nocy zawitało do nas. Tsaa... na pewno tak było.
Nie zamierzam budzić Rafała.Niech sobie pośpi.Należy mu się.Sama zabieram się za sprzątanie.Ogarniam papierowe kubki, talerzyki.Idzie mi to całkiem szybko - w końcu wszystkie trafiają do worków na śmieci.Gorzej jest z podłogą.Parkiet niemal cały się lepi.A to dlatego,że jakiś imbecyl upuścił karton soku pomarańczowego i nie chciało mu się schylić, żeby go podnieść! Wściekła ruszam po mopa.
Po niecałych dwóch godzinach wszystko wygląda tak jak powinno.Parkiet lśni, nic sie nie lepi, nie ma niczego pozostawionego po kątach.Zdecydowanie należy mi sie korona Perfekcyjnej Pani Domu! Siadam na kanapie i włączam telewizor.Natrafiam na jakieś reality show.Już zaczynam ogarniać o co w nim chodzi, kiedy dzwoni moja komórka.Nie mam zapisanego tego numeru.
-Tak? -odbieram.
-Nina? Dobrze się dodzwoniłam? -pyta jakiś dziewczęcy głos.
-Tak, tutaj Nina. Mogę wiedzieć z kim rozmawiam?
-Rozalie. -a tak! Kuzynka Nate'a. -Dzwonię żeby się spytać, czy masz może ochotę na zakupy?
-Zakupy? -moje nogi mówią stanowcze: NIE.
-Tak. Pomyślałam, ze fajnie byłoby się lepiej poznać, nie? W końcu niedługo będziemy rodziną..- czy wszyscy muszą mi przypominać o tym ślubie? Nie mogą się po prostu zamknąć i udawać, że nie wiedzą o niczym.Byłoby prościej.
-Yy.. No wiesz.. Ja.. -nie za bardzo wiem, co mam jej powiedzieć.Odmówić?Zdecydowanie chcę to zrobić, tylko czy to nie będzie niemiłe?
-No nie daj się prosić! -słyszę jak jej głos zaczyna marudzić.O nie.Tylko nie to. -Nina! No zgódź się!
-Dobrze. -poddaję się. -Jasne, zakupy to fantastyczny pomysł. -zwłaszcza kiedy nie czujesz nóg. -To o której?
-O 14. Podjadę pod twój dom. -słyszę jak się śmieje. -To na razie.
-Pa. -mam ochotę rzucić telefonem. Zamiast tego, delikatnie go odstawiam na stolik i kładę się na kanapie.Ja to sobie umiem zagospodarować czas.
-Zakupy? -Rafał stoi za kanapą.O matko, jak mnie ten idiota wystraszył!
-Wystraszyłeś mnie! -rzucam w niego poduszką, niestety zdążył ja złapać nim wylądowała na jego twarzy.
-Przepraszam. -odrzuca mi poduszkę. -Z kim się wybierasz na te zakupy?
-Z Rozalie. -jego mina wyraźnie mówi: "Kim do cholery jest ta cała Rozalie?!", więc zanim zada to pytanie na głos uprzedzam go. -To kuzynka Nate'a. Poznałam ją na tym przyjęciu u Parker'ów.
-Yhym.. -kiwa głową i wychodzi do kuchni. -To teraz co, nagle cała rodzinka, chce się z tobą zaprzyjaźnić?
-Nie cała.I nie zaprzyjaźnić. -prostuję.Nie mam ochoty na jakieś pogawędki.Chcę sobie jeszcze troszkę pospać.Wracam więc do swojego pokoju, do swojej kołderki...
Punktualnie o 14 czekam przed domem.Moje nogi czują się już lepiej po tej małej drzemce ale nadal odradzają mi ten wypad.No trudno, jak już się zgodziłam to muszę to przeżyć.Szczęka mi opada, kiedy podjeżdża po mnie białe audi r8 quattro.
-Siemanko! -Rozalie uchyla szybę i macha mi.Nadal w szoku siadam na miejscu pasażera.
-Wow. Niezłe auto.. -nie mam pojęcia co powiedzieć.Wewnątrz wszędzie znajduje się jasna skóra i drewno.Normalnie luksus.
-Dzięki. -śmieje się. -Prezent na gwiazdkę od tatusia.
-Yhymm.. -taki tam prezent.Pewnie, ja też dostaję takie samochodziki na święta, są jako dodatek do samolotów.Norma.
-À propos prezentów-Rozalie puszcza kierownicę i wychyla się w celu podniesienia czegoś z tylnych siedzeń.Czy ona wie co robi? Siedzę jak na szpilkach.Zaraz pewnie w coś uderzymy.Powinnam jej zwrócić uwagę? -Wszystkiego najlepszego cukiereczku. -podaje mi zapakowaną paczkę w kolorowym papierze.
-Ojej.. -i znowu nie wiem co mam powiedzieć. -Dziękuję..
-Nie ma za co. -macha ręką jakby chciała odgonić niewidzialną muchę czy coś. -Nawet nie wiesz, jak się cieszę z tych zakupów. -jak może się już cieszyć?Przecież jeszcze nic nie kupiła.. -Mówię ci.Będzie genialnie.
-Tak. Na pewno.. -odpowiadam.Rozalie coś tam jeszcze mówi a ja tylko kiwam głową, czasami przytakuję.
O nie.Centrum handlowe do którego właśnie przyjechałyśmy jest ogromne! Spędzimy tutaj wieczność! Ma aż cztery piętra sklepów! Oczywiście musieliśmy zaparkować przy samych drzwiach, chociaż parking jest równie wielki jak budynek.
-To jak? -Rozalie kieruję się w stronę drzwi. -Gotowa na szał zakupowy?
-Oczywiście! -odpowiadam z udawaną radością.Ja tutaj umrę.Już to czuję.Moje nogi także to czują.Będzie kiepsko..
Kiedy tylko wchodzimy do jakiegokolwiek sklepu od razu pojawiają się przy nas pracownice i pomagają przy wyborze.Zupełnie, jakby nie wiadomo kto przyjechał.Biedactwa.Troszkę mi ich szkoda. W pierwszym sklepie Rozalie kupiła aż trzy torebki, za które zapłaciła 1400 zł.A to i tak, podobno przecena! Masakra..
Po odwiedzeniu 12 sklepów zrobiłyśmy sobie przerwę i udałyśmy się do kawiarni na gofry i soczek. Mniam.To, jak na razie mój jedyny zakup tutaj.Nie dlatego, że nic mi się nie podobało, chociaż tak mówiłam Rozalie, po prostu te ceny są kosmiczne i zwyczajnie mnie nie stać.
Kuzynka Nate'a jest straszną gadułą.Bez przerwy coś mówi.Normalnie usta jej się nie zamykają!Przez pierwsze 5 minut denerwowało mnie to, później wpadłam na pomysł, aby tę cechę wykorzystać.
-Podobno, dużo się o mnie mówi u was w rodzinie.. -delikatnie zaczynam temat.
-A tak. Właściwie co chwilę o tobie mówią. -Rozalie skończyła jeść swojego gofra z owocami i bitą śmietaną. -Znaczy, ja o tobie nie mówię nic. Nate w sumie też.. Mało kiedy się odzywa na twój temat.
-Tak? -no dawaj.Jeszcze troszkę a nasza gaduła znowu się rozkręci.
-No tak.On no wiesz... nie był jakoś specjalnie zachwycony wiadomością o ślubie. -no co ty nie powiesz, ja wręcz skakałam z radości, z dachu swojego domu.Taka byłam szczęśliwa. -Znaczy, mnie się wydaje, że go kręcisz.No ale on zawsze był singlem.Mało kiedy się z kimś wiązał..
-Naprawdę? -dziwne, wydawało mi się, że miał mnóstwo dziewczyn.Przynajmniej tak się zachowuje.
-Yhym. Tylko dwie dziewczyny przedstawił swoim rodzicom.. -Rozalie wybucha śmiechem. -A to dlatego, że zaszły w ciążę.Nie miał wyjścia.
-Słucham?! -zaczynam się krztusić sokiem.Ja pierdole! To on ma dzieci?!
-Ale spoko.Zrobili badania i okazało się, że nie jest ojcem. -nie mogła tego od razu powiedzieć?! -On po prostu lubi dziewczyny..
-Czyli, że w ogóle oficjalnie nie miał dziewczyny? -zaczynam się gubić w tym co ta dziewczyna do mnie mówi.
-Miał. Jedną. -kiwa głową i bierze łyk soku. -Victoria, tak miała na imię. Był z nią siedem miesięcy.
-Dlaczego zerwali?
-Tak do końca, to nikt tego nie wie. -Rozalie wzrusza ramionami. -Jedni twierdzą, że ją zdradził.Drudzy, że to ona jego.Wiesz, ilu ludzi, tyle historii. Nate sam nigdy mi nie powiedział o co poszło. A ja nie pytałam.
-Rozumiem. -nie ukrywam, zaciekawił mnie ten temat.
-Po tym jak zerwali kompletnie się stoczył.Alkohol, narkotyki, dziwki.To była dla niego norma.Na szczęście szybko z tym zerwał.To znaczy, dziewczyny nadal... no wiesz.Narkotyki i alkohol.Z tym skończył.I bardzo dobrze..
-O jejku.. -rozumiem alkohol.No ale żeby od razu narkotyki brać? Musiał być strasznie załamany.
-Raz się nawet pociął, ale go uratowali.Masakra co się wtedy działo.Do dzisiaj ma blizny na nadgarstkach, nie zauważyłaś?
-Nie.. -Ja pierdziele, co jak co, ale takich opowieści to się nie spodziewałam.
-Lepiej na niego uważaj Nina. -Rozalie uśmiecha się do mnie, ale inaczej niż zwykle, tak jakoś smutno. -Nie dawaj mu powodów do wściekłości.On lub być.. no wiesz, agresywny.
-Zauważyłam. -odpowiadam.Przypomina mi się jego zachowanie podczas przyjęcia u jego rodziców.I te oczy.Do tej pory nie mogę zapomnieć tego widoku..
-To co? Ciąg dalszy zakupów? -Rozalie wstaje.Zupełnie inna.Radośniejsza.O nie.Mamy jeszcze trzy piętra do przejścia i mnóstwo sklepów.A ja dodatkowo masę pytań bez odpowiedzi i jeszcze większą obawę przed ślubem.