Czytasz = Komentujesz

Czytasz moje opowiadanie? :)
Zostaw komentarz - to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania i wiem, że mam dla kogo to robić.
Piszcie co sądzicie o rozdziałach, postaciach, historii.
Po prostu wyraźcie swoje opinie. :* ♥



niedziela, 27 września 2015

Rozdział 24.

 Natasha cofa się o krok. Wygląda teraz jak mała, szara myszka w otoczeniu wielkich głodnych kocurów. Rozalie podchodzi niepewnie do mnie razem z kilkoma innymi dziewczynami, których nie znam.
-W porządku? -pyta
-Chyba tak.. -wzruszam ramionami.Odwracam się z powrotem w kierunku Natashy, widzę jak Nate chwyta ją za nadgarstek i ciągnie gdzieś pomiędzy tłumem ludzi.Co jest grane?
Waham się przez chwilę.Powinnam tutaj zostać czy pójść sprawdzić co się dzieje?
-Rozalie, wiesz kto to jest? -może znowu się rozgada i dowiem się czegoś ciekawego.
-Najwyraźniej jedna z jego nałożnic.. -aha, czyli nic nowego, trudno. -Nie chciałabym być teraz w jej skórze.Widziałaś jak się wkurwił? Masakra, już po niej..
-Jak to, po niej? -chyba jej nie zabije, nie? Potrafiłby?
-Zrujnuje jej całe życie.Tak jak Masonowi. -jakiemu znowu Masonowi?
-O kim ty mówisz?
-Przyjaciel Natea, właściwie to już jego BYŁY przyjaciel. Nie mam pojęcia co między nimi zaszło ale Nate go zniszczył psychicznie. -chyba podejrzewam kim był ten przyjaciel i dlaczego Nate go zniszczył.
Postanawiam sprawdzić gdzie się podział mój mąż i pod pretekstem pójścia po jakiś napój zostawiam Rozalie z jej koleżankami.

 W łazience ich nie ma, podchodzę pod każde drzwi i staram się coś usłyszeć, zobaczyć.Pusto, nigdzie ich nie ma. W takim razie musieli  wyjść z budynku.Znajduję ich przy jakimś drzewie za samochodami. Świetnie, kucam żeby mnie nie zobaczyli i staram się podejść jak najbliżej.
-Jak mogłeś zostawić mnie dla takiej wydry?!
-Zostawić cię? Przecież my nigdy nie byliśmy razem!
-Ona nawet nie jest w twoim typie! -Natasha jest wyraźnie oburzona. Nate z kolei wybucha śmiechem, znam ten śmiech.Na miejscu dziewczyny już bym uciekała.
-Tak? To któż jest moim typem?
-Silna, zdecydowana, pewna siebie kobieta. -czy ona właśnie z nim flirtuje?
-Doprawdy?
-Yhym.. -kładzie dłoń na jego brzuchu. -Ktoś kto wie, jak ci sprawić przyjemność.Ktoś kto nie rozpłacze się z byle powodu. -odpina mu guzik koszuli. -Ktoś kto umie się zabawić. -uśmiecha się i patrząc mu w oczy wędruje dłonią do paska w spodniach. Serio? Będą się teraz migdalić pod drzewem?! Nate chwyta jej włosy, jakby chciał ją pocałować, gdy nagle pociąga za nie tak mocno, że biedaczka zaczyna piszczeć z bólu.Popycha ją na drzewo i chwyta za szyję.
-Jesteś pojebaną, fałszywą, zdzirowatą szmatą! -zupełnie się nie przejmuje tym, że ktoś mógłby go usłyszeć czy zobaczyć.
-Nate..Dusisz mnie.. -widzę przerażenie na jej twarzy.Mam ochotę wstać i coś zrobić, cokolwiek.Nie mogę, po prostu patrzę się na to zasłaniając usta dłonią, żeby nie krzyknąć.
-Jeszcze raz zrobisz cokolwiek Ninie, a wrócę i uduszę cię we śnie.Zrozumiałaś? -jakby dla podkreślenia słów zaciska mocniej dłoń na jej szyi.Natasha kiwa głową i upada na ziemię głośno wciągając powietrze. Nate wyjmuje telefon, zamawia jej taksówkę i w raca do budynku.Chowam się tak jeszcze przez chwilę,później wstaję i podchodzę do Natashy, która zaczyna cichutko płakać.Na mój widok nieruchomieje.
-Spokojnie, nie ma go już.Widziałam wszystko.. -mówię cicho.Pomagam jej wstać, biedna cała się trzęsie.
-Przepraszam.. -mówi nadal płacząc.
-Nic się nie stało. -uśmiecham się ciepło.Chcę dodać jej jakoś otuchy ale chyba sama też jej potrzebuję.
Taksówka podjeżdża,Natasha zmierza powoli w jej kierunku.Otwiera drzwi i odwraca się w moją stronę.
-Uważaj na niego. -mówi głośniej. -To była tylko zajawka tego, na co go stać. -wsiada i odjeżdża.
Zostaję sama.Mam ochotę także zamówić taksówkę i uciec do domu ale lepiej chyba będzie wrócić i udawać, ze się nic nie wydarzyło, nic nie widziałam..

-Gdzieś ty była? Wszędzie cię szukałem.. -Nate podaje mi szklankę soku pomarańczowego.Nie mam ochoty na alkohol.
-Rozmawiałam z Rozalie.. -właściwie nie kłamię.Po prostu nie mówię mu całej prawdy.Postanawiamy pójść potańczyć.Żadne z nas nie nawiązuje już do sytuacji jaka miała miejsce, może to i lepiej, nie muszę ukrywać, ze coś wiem.
Kiedy tak tańczymy wpadam na pewien pomysł.Tylko, jak go wcielić w życie? Wydaje się prosty ale musiałabym kogoś w niego wdrążyć a problem jest to, iż nikogo nie znam.
Mój anioł stróż najwyraźniej usłyszał moje myśli i po chwili podchodzi do nas jakaś para, kojarzę ich ze ślubu ale nie pamiętam ich imion.Tak więc, przez resztę wieczoru bawiliśmy się z ową parą.Część mojego planu szybko się ziściła.Już po dwóch godzinach Nate był pijany.Z tego co wiem, po znajomych Rafała, ludzie pijani są bardziej skłonni do zwierzania się -a o to mi właśnie chodziło.
-Jeźdźmy już do domku.. -Nate chwyta mnie za biodra, chyba dlatego, ze ma problemy z równowagą. Uśmiecham się, wszystko idzie tak, jak zaplanowałam.Zamawiam taksówkę, podczas gdy Nate pije z jakimś gostkiem whisky z colą.Podchodzę do niego, musi być w miarę przytomny.
-Nie pij tyle..
-Dlaczego? -odchyla się o stolika, o który był oparty i muszę mu pomóc, nie chcę żeby upadł
-Za niedługo zaliczysz zgon,a tego bym nie chciała..
-Dobrze żoneczko.Już nie piję.


-Chyba się za chwilę porzygam..-mówi, kiedy pomagam mu wyjść z taksówki.I faktycznie, kilka kroków dalej, na trawie lądują posiłki z całego dnia (a może i tych wcześniejszych też?). Ohyda..
Jakimś cudem znajdujemy się w sypialni.Siada na łóżku, pomagam mu ściągnąć koszulę.Jego oczy ewidentnie nie mogą przestać się patrzeć na mój biust.Podciąga mi sukienkę, tak, ze mam teraz całą pupę na wierzchu(w końcu jestem w stringach).
-Nate! -szybko poprawiam sukienkę.
-Pouprawiamy miłość? -jego dłoń pnie się w górę mojej nogi, zatrzymuje się dopiero na pośladkach.Czy on musi koniecznie coś robić z tymi rękami?
-Jesteś pijany.. -popycham go i zabieram się za ściąganie jego butów, skarpetek, spodni.Zostaje w samych bokserkach.
-Ojj chociaż troszkę.. -siadam na skraju łóżka, rozbieram się, zostaję w samej bieliźnie.Czuję jego dłoń na plecach.
-Jak można się troszkę kochać? -pytam kładąc się obok niego.
-Ohhh... -zakrywa twarz dłońmi. -Czemu ty taka jesteś?
Gdy jest pijany zachowuje się jak malutki chłopczyk, strasznie marudzi.Chociaż, muszę przyznać -słodko wtedy wygląda.Przytulam się do niego i przykrywam nas kołdrą.
-To będzie seks czy go nie będzie?
-Nie będzie.
-Nawet malutkiego?
-Nawet malutkiego.Idziemy spać. -całuję jego pierś.
-Ale ja chcę się z tobą pobawić..
-Ale ja nie chcę się teraz bawić.. -wzdycham.
-Ohh.. Dlaczego?
-Twoja była zepsuła mi humor..
Czas na ciąg dalszy mojego planu.Cisza, czekam aż zabierze głos w tej sprawie.Oby tylko nie zasnął.
-Natasha? -po kilku minutach się odzywa.
-Yhym..
-A wiesz.. -przerywa, człowiek pijany najwyraźniej ma problem z myśleniem i mówieniem jednocześnie.Tak mi się wydaje, nie wiem, nie zdarzało mi się nadużywać alkoholu jeszcze. -Że.. dzisiaj.. ja.. chciałem..ją udusić?
Zamieram.
-Co?
-Nooo..Chyba nawet..ja próbowałem.
-Czemu? -może jednak lepiej było go nie prowokować do zwierzania się.
-Bo cię uderzyła..
-To nie jest powód żeby kogoś dusić.
-Wiem.. I już.. Nie udusiłem jej..Ale chciałem...Sam nie wiem..
-Idź już spać.
Cisza,chyba zasnął.
-A jutro? -nie jednak nie zasnął.Eh.
Co jutro? -ciężko jest rozmawiać z pijaną osobą.Nie wiem o co chodzi.
-Będzie seks?
-Tak.. -śmieję się.Facetom faktycznie tylko jedno w głowie.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.A teraz dobranoc. -przytulam się do niego jeszcze bardziej i czekam aż zaśnie..



 Godzina czwarta nad ranem.Powoli wstaję z łóżka, nie chcę go obudzić.Szukam na podłodze jego spodni.Wyjmuję z nich telefon i wychodzę do łazienki.Zaczynam w nim szperać.
Mnóstwo niepodpisanych kontaktów.Bez żadnych imion czy nazwisk, same inicjały.Sprawdzam wiadomości, pusto.Dziwne, usunął je wszystkie?Wiedział, ze będę sprawdzać jego komórkę? Siadam na brzegu wanny, od niechcenia wchodzę na galerię.Ma zaledwie 30 zdjęć. MOICH ZDJĘĆ! Kiedy wychodzę ze szkoły, jadę z Rafałem samochodem, idę sama do domu, jestem gdzieś z Steph i Matyldą..Czy on mnie śledził?! Ręce zaczynają mi drżeć.Kim jest ten człowiek? Przeglądam nowsze zdjęcia.Rozmawiam z kimś na weselu, śmieję się, tańczę.I ostatnie: śpię w łóżku delikatnie się uśmiechając. Nasza noc poślubna!
Prawie wpadam do wanny, gdy słyszę dźwięk nowej wiadomości.

Wszystko idzie zgodnie z planem.Nikt nic nie wie.Możesz już wracać.

Tajemniczy SMS od inicjałów L.J. Jak zwykle nic nie rozumiem. Podejrzewam, ze to ma związek z naszym dłuższym niż przewidywałam pobytem tutaj.Tylko jaki jest plan? Czemu nikt nic nie wie? Kto to jest w ogóle ten "nikt"? O co kurwa chodzi tym razem? Odznaczam wiadomość jako nieprzeczytaną i wracam po cichu do łóżka..

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 23.

 Leżę tak przez równe dwie godziny, zegar na ścianie właśnie wybił 20:00.Jestem totalnie zmęczona, zdezorientowana i rozczarowana.Wstaję, wychodzę na korytarz, gdzie uderza mnie zapach naleśników, mój brzuch jak na zawołanie daje znak, ze domaga się jedzenia.
 Nate stoi przy blacie, jest odwrócony do mnie plecami.Wskazuje dłonią krzesło przy stole. Rozumiem, teraz będziemy się komunikować na migi. Po chwili kładzie przede mną talerz z naleśnikami i syropem klonowym, sam siada naprzeciwko mnie.Jemy, żadne z nas nic nie mówi.I to nie dlatego, ze nie chcemy się zakrztusić kawałkiem naleśnika.Wolimy pokazać, jak bardzo się na siebie gniewamy.
 Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Nie miał prawa ukrywać takich sekretów.Od razu powinien mi powiedzieć. Tylko, czy rodzice mieli takie prawo, prawo ukrywania tego wszystkiego przede mną? W końcu oni także byli w to zamieszani. Czy gdyby żyli, powiedzieliby mi? Może byli zamieszani w coś jeszcze? Dlatego zostali zamordowani? Wpakowali się w coś innego niż narkotyki?
 Gdy tak sobie myślę, w mojej głowie rodzi się z kolejną minutą jakieś 1000 pytań, oczywiście, bez jakiejkolwiek odpowiedzi.
Prawie dostaję zawały, gdy mój telefon przerywa ciszę. Nate prześwietla mnie wzrokiem.Wyjmuję komórkę z kieszeni. Rozalie -świetnie.
-Cześć. -odbieram.
-Siemka -słyszę jej wesoły głos i coś powoduje, ze ja także się uśmiecham. -Co słychać u nowożeńców?
-Wszystko w porządku, dziękuję.A u ciebie? -nic sobie nie robię z ponurego wzroku Natea. Niech się patrzy jak lubi.
-A też dobrze. -mała przerwa, Rozalie mówi coś do kogoś. -Słuchaj,nie chciałam dzwonić do Nathaniela, bo się nie dogadujemy. Także dzwonię do ciebie..
-Aha.. -już się boję jej pomysłu.
-Może wpadniecie do mnie na małą imprezę jutro?
-No nie wiem.. -przewracam oczami.Jeszcze teram mi do szczęścia brakuje bandy rozpijaczonych ludzi pląsających na parkiecie.
-Ohhh.. No zgódź się! -tylko nie to.Rozalie zaczyna nudzić. -Będzie fajnie, zobaczysz.Potańczymy, popijemy, zabawimy się troszkę..
-Zobaczymy.Dam ci znać.

-Jesteśmy zaproszeni do Rozalie na imprezę. -informuję Natea odkładając telefon.Kilka minut bez słowa, żadnej reakcji.
-Zamierzamy iść? -to jego odpowiedź.
-No nie wiem.. -wzruszam ramionami. Wstaję, postanawiam umyć naczynia po kolacji. Nate zasiada przed telewizorem.Po kilku minutach dołączam się do niego. Lecą jakieś kabarety, więc atmosfera między nami się oczyszcza, gdy oboje się śmiejemy.Nie zapominam o tym, co się dzisiaj wydarzyło, nie mam nawet zamiaru, ale cieszę się, ze nie jesteśmy już naburmuszeni.

 Kładziemy się spać jakby nigdy nic, czyli "na łyżeczki".
-Chcesz iść do tej Rozalie? -Nate szepcze mi do ucha.
-Sama nie wiem. A ty?
-Obraziłaby się gdybyś nie przyszła. Chyba nie mamy wyjścia, Po co sobie robić wrogów w rodzinie?
-Właśnie. -śmieję się.- W takim razie nie mamy wyjścia, idziemy.
Kiedy myślę, ze to już koniec rozmowy Nate znowu się odzywa.
-Zakupy?
-Co?
-Idziemy jutro na zakupy? -czasami nie ogarniam tego gościa, a właściwie jego pomysłów.
-jakie zakupy?
-Noo pomyślałem, ze skoro jesteś kobietą, to pewnie nie masz się w co ubrać, nie? -myślę,przeglądam w głowie ciuchy jakie mam w walizce.
-Faktycznie.Zakupy to konieczność. -czuję na ramieniu jego uśmiech.Moje włosy dostają buziaka i zasypiamy..

 Wybraliśmy się do sklepów zaraz po śniadaniu. I chociaż szukam sukienki, to Nate kupuje mi wszystko to, co jego zdaniem mi pasuje i jest ładne.Między innymi bluzki, bluzy, swetry, no i oczywiście (jakże mogłabym pominąć) bieliznę.Cokolwiek mu się spodoba ląduje w koszyku.Ekspedientka jest wyraźnie zafascynowana naszą strategią robienia zakupów.
-Zwariowałeś? -śmieję się, gdy widzę jaką sukienkę ma w rękach Nate.
-Nie, dlaczego?
-Jak ja w tym będę wyglądać? -sukienka wyraźnie sporo odsłania.
-Na pewno seksownie. -posyła mi oczko.
-nie.. -kiwam głową.On jednak sprawdza rozmiar i wkłada ją do koszyka.
-Tak. -uśmiecha się i idzie dalej wgłąb sklepu.
Nie wiem, czy to dla zemsty ale ja też pakuję do koszyka wszystko to, co mi się podoba i w czym Nate będzie przyzwoicie wyglądał.Czyli jakieś pięć koszul różnych kolorów świata, trzy koszule w kratę (nigdy go w takiej nie widziałam) i kilka bluz.
Zauważa to przy kasie ale nie komentuje.
-4768 zł. -pracownica obdarza nas ogromnym uśmiechem. Chyba cieszy ją tak duży utarg. Serio, zapłaciliśmy prawie 5000 złotych! Matko, przecież to mnóstwo pieniędzy.
-Zgłodniałem.. -mówi Nate gdy wychodzimy z siatkami ze sklepu i zmierzamy do samochodu.
-Byliśmy tylko w jednym sklepie a ty już zdążyłeś zgłodnieć? -śmieję się. Ahh ten męski apetyt.
-Najwyraźniej.. -i znowu ten łobuzerski uśmieszek.Tak więc zahaczamy po drodze o jakąś restaurację.

-Zróbmy tak.. -Nate wchodzi do łazienki bez pukania.Na szczęście mam na sobie ręcznik,suszę włosy suszarką.
-Ty ubierzesz sukienkę, którą wybrałem, a ja będę przez całą imprezę miły dla ciebie. -co proszę?
-Słucham? Będziesz miły?
-Tak.Calutką noc.. -uśmiecha się dumny ze swojego genialnego pomysłu.
-I to ma mnie niby przekonać? -śmieję się.
-Dlaczego nie? -rozbiera się i wchodzi pod prysznic.
-Wiem.. -mówię, zanim zdążą odkręcić wodę.Wychyla się zza kabiny. -Ja się ubiorę w sukienkę, ale ty się ubierzesz w koszulę wybraną przeze mnie.
-Nie ma mowy.. -kiwa głową na nie i zamyka się z powrotem w kabinie.Odkręca wodę.

Chłopie, ty nie masz pojęcia jaką ja mam siłę przekonywania. Szybko wchodzę do sypialni, ogarniam wzrokiem szufladę z bielizną i zakładam niebieski zestaw, czyli koronkowe stringi i stanik.Na to oczywiście idzie sukienka wybrana przez Natea, w kolorze niebieskim + czarne szpilki.Włosy są lekko poskręcane co dodaje im objętości, jeszcze tylko kreska na powiece, tusz do rzęs i delikatna czerwona szminka.Efekt (muszę to przyznać) jest niezły.Sukienka odsłania plety, ma też wycięcia na bokach.Jest wyzywająca ale co tam.
Poprawiam włosy, kiedy Nate wychodzi z łazienki.Odwracam się i uśmiecham najseksowniej jak tylko umiem.Widzę błysk w jego oczach i już wiem, ze wygrałam to starcie.Kładę na łóżku niebiesko-czarną koszule w kratę.
-Czekam na dole. -posyłam mu jeszcze jeden uśmiech i wychodzę.

-Nie wierzę, że to zrobiłem.. -zadzwoniliśmy po taksówkę.Zapewne wypijemy jakiś alkohol i wolimy nie ryzykować. Nate przez całą drogę (która trwa jakieś 1,5 godziny) marudzi na temat tej koszuli.Nie wiem dlaczego, wygląda jak taki typowy łobuz z idealnie rozczochraną fryzurą, przez to ciągłe jego przeczesywanie włosów dłonią.Uważam, ze będziemy tworzyć całkiem niezłą parę dla oczu.
-Pierwszy raz masz na sobie koszulę w kartkę? -pytam roześmiana.Naprawdę zachowuje sie jak mały chłopczyk.
-Tak. -on też się śmieje. -Zwykłem kiedyś mówić, że noszą ją tylko staruszki.
-No, to teraz musisz uważać, żeby cię jakiś twój znajomy nie zauważył.Ale spoko, może nie będzie tutaj żadnego, w końcu to impreza Rozalie. -posyłam mu oczko wychodząc z samochodu.


 Dom Rozalie jest taki, jakim go sobie wyobrażałam.Wielki i cholernie bogato urządzony.Szybko się orientuję, ze to wcale nie taka mała impreza.Mnóstwo ludzi wchodzi do domu i z niego wychodzi żeby zapalić papierosa pod drzewem niedaleko.
-Aaaa!! Nina! -Rozalie od razu nas zauważa. -Przyszliście! -krzyczy mi do ucha.Krzywię się, lekko ogłuszona.Z Natem wita się lekkim skinieniem głowy, tyle. Zaczepia ją jakaś dziewczyna i odchodzi w stronę tłumu.Tyle ja widziałam.Strasznie tutaj głośno, nie widzę jednak nikogo oprócz mnie, komu by to przeszkadzało.Pierwszy pokój to właściwie sam parkiet do zabawy, już prawie cały zajęty przez mnóstwo tańczących (lub usiłujących jakoś tańczyć) par.W drugim pokoju są zaś stoły pozastawiane różnego rodzaju jedzeniem, w rogu zaś stoją za barem (też nie małych rozmiarów) barmani serwujący trunki. Typowa domówka bogaczy.
Nate chwyta mnie za dłoń i prowadzi do baru. Zamawia dla nas jakiegoś drinka ale nie jestem w stanie usłyszeć nazwy. W każdym razie jest kolorowy i niezły w smaku.
-Nate? Nate! -słyszę jakiś kobiety głos przekrzykujący muzykę. Odwracamy się, w naszym kierunku idzie jakaś ruda dziewczyna. -No nie wierzę! Co ty tutaj robisz?! -przytula się do niego.Jest wyraźnie zdziwiony całym zajściem.Przyciąga mnie do siebie.
-Nina to jest Natasha. Natasha to jest Nina, moja żona. -uśmiecham się miło (chociaż w głębi duszy krzyczę, żeby sobie poszła gdzie pieprz rośnie).
-Żona? -i co, zatkało kakao? Najwyraźniej tak, bo przez chwilę nic nie mówi.
-Yhym.. -Nate chyba nie ma zamiaru stać i gawędzić, bo odkłada nasze drinki na bar. -Przepraszam cię ale mieliśmy właśnie zamiar sobie troszkę potańczyć. -chwyta mnie za rękę i prowadzi do sali pierwszej.

 -Kto to jest? -pytam kiedy tańczymy, akurat nam się trafił nieco wolniejszy utwór.
-Spałem kiedyś z nią, czysty seks, nic więcej. -wzrusza ramionami.
-Przed czy po Victorii?
-Po. -przewraca oczami.
-Jak bardzo po? -tak, ciekawa osoba ze mnie, jak juz sobie znajdę temat to nei puszczam, dopóki go nie wyczerpię.
-Przestałem z nią sypać jakiś tydzień przed pierwszym spotkaniem z tobą. -co?
-Tak po prostu? -delikatny obrót i znowu wracamy do rozmowy
-Tak, tak po prostu. -wzdycha.
-Dlaczego?
-Nina, przestań.Spałem, przestałem, koniec. -kończę, więcej pytań nie zadaję.
Tańczymy tak jeszcze przez kilka piosenek, później znowu idziemy do baru, wypijam dwa drinki i zachciewa mi się siku.


 Kiedy myję ręce do łazienki wchodzi (nie kto inny, jedyna w swoim rodzaju) Natasha.Czy ja mam jakieś szczęście do poznawania ludzi w łazienkach? Może to jakiś fatum?
-O, hej. -uśmiecha się.Wyraźnie szuka czegoś na mojej ręce, nawet wiem, co to może być.Specjalnie obracam tak dłonie, żeby widziała zarówno obrączkę jak i pierścionek zaręczynowy. -Zapomniałam wam pogratulować.
-Dziękujemy. -wycieram papierowym ręcznikiem ręce.
-Długo już jesteście po ślubie?
-Tak dokładnie to dwa dni. -kuźwa, to nic, mam jeszcze szansę wygrać to starcie, jak sie tylko postaram.
-Ojej, to króciutko. -śmieje się. Rudy babsztyl.A myślałam,że Victoria będzie jedyną osobą, ze świata Natea, której nie będę trawić.Zmierzam już w kierunku drzwi, gdy słyszę.. -Wiesz, nas coś kiedyś łączyło.
-Naprawdę? -udaję zaskoczoną.
-Tak. -uśmiecha się jeszcze bardziej zadowolona z siebie. -To była naprawdę bardzo mocna więź..
-Ohh no coś ty.. -moja gra aktorska jest na naprawdę wysokim poziomie.
-Ciężko było nam ją zerwać, tyle nas łączyło, tak dobrze się dogadywaliśmy.No ale cóż..
-To dlaczego ja zerwaliście?
-Ponieważ to było zbyt piękne, a życie potrzebuje troszkę goryczy. -że niby co? Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zamiast tego postanawiam się odegrać.
-Wydaje mi się, ze seks nie potrzebuje goryczy, chyba właśnie powinien być piękny.
-Słucham? -ojej, Ruda nie wie o czym mówię?
-Natasha, relacje oparte tylko i wyłącznie na seksie raczej nie mają racji bytu długoterminowego.Sorry, trzeba czegoś więcej żeby faceta zatrzymać. -poprawiam włosy i dumnie wychodzę z łazienki.

 Zauważam Natea przy stoliku z jedzeniem, właśnie je jakieś ciastko i macha mi.Idę w jego stronę gdy zatrzymuje mnie gwałtowne pociągnięcie za ramię.Odwracam się i dostaję z liścia.Zgadnijcie od kogo, no oczywiście, ze od Rudej.W mgnieniu oka znajduje się obok mnie Nathaniel. Widzę też za Rudą Rozalie, którą centralnie zatkało.
-Czy ciebie popierdoliło dziewczynko?! -Nate jest wkurwiony.W życiu go takiego nie widziałam..



_______________
I jak Moi Kochani? Co wy na to? Podobał się rozdział?  :)

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 22.

 -Nina! -słyszę gdzieś z oddali głos Natea. Nadal nic nie widzę.Spadam w otchłań.Cisza..

-Może zawieźmy ją do tego szpitala? -męski głos.Nie znam go.Próbuję otworzyć oczy... Nic. Nadal cisza i ciemność.


 Boli mnie ręka.Czerń zmienia się w biel.Otwieram oczy.Leżę na jakimś łóżku, nie wiem gdzie jestem.To na pewno nie jest drewniana chatka dziadków Natea..
 Pokój nie jest ogromny, ale też nie mały.Znajduje się w nim łóżko (na którym leżę), niewielka szara sofa, telewizor i średniej wielkości szafa.Na ścianie, przy której stoi telewizor jest tapeta z ogromnymi wieżowcami, reszta ścian jest koloru szarego.Całość jest spójna, wszystko pasuje,nie ma tutaj ani grama przepychu, właściwie to troszkę brakuje duszy temu pomieszczeniu.
Siadam na łóżku.Na przedramieniu prawej ręki mam założony bandaż. Próbuję sobie przypomnieć co się stało.Kłóciłam się z Nathanielem, czerwone światło.. wózek dziecięcy.Tyle, nic więcej nie wiem.
Drzwi się uchylają,jakaś głowa zagląda do środka, blondyn spogląda na mnie po czym znika.
-Obudziła się!! -krzyczy.Kilka sekund później Nate wpada do pokoju.Chwyta mnie za brodę i uważnie się przygląda.
-Jak się czujesz? -pyta siadając obok mnie.
-Ręka mnie troszkę boli. -zaschło mi w gardle.Mam chrypkę.
-Przejdzie.Na całe szczęście tylko lekko cię drasnęli. -słyszałam już ten głos.Chciał mnie zabrać do szpitala.Do pokoju wchodzi wysoki brunet o zielonych oczach.Ma na sobie spodnie od dresu i biały podkoszulek.Jest boso.Podaje mi szklankę wody.Wypijam od razu całą zawartość.
-Co się właściwie stało? -spoglądam na Natea. Mam nadzieję, ze nie będę musiała znowu krzyczeć.
-A co pamiętasz? -znowu głos zabiera brunet.Usiadł na skraju łóżka.Blondyn stoi w progu drzwi ze skrzyżowanymi rękami.
-Staliśmy na światłach.. -mówię i próbuję sobie przypomnieć, co było dalej.-Jakieś szkło, huk? Sama nie wiem.. -opieram się o ramię Natea. Nie wiedziałam, ze siedzenie może być takie męczące.
-Strzelali do nas... -Nate opiera swoją głowę o moją.Oczy mi się powoli zamykają. -Lekko cię drasnęli.Kilka dni i nie będzie śladu.
-Strzelali do nas? -kto do cholery strzela do ludzi na światłach?!
-Tak myślimy.Mogli być "oni" ale równie dobrze jeden osobnik.
-Po co do nas strzelali? -cisza.Żaden nie odpowiada na moje pytanie.
Brunet spogląda na Natea,. po czym na mnie.Wstaje i kiwa blondynowi głową.Wychodzą.
-Sebastian i Kacper. -Nate wzdycha. -Seba cię opatrzył.To właściwie jego mieszkanie.Nie miałem gdzie cię zabrać, a on mieszkał najbliżej.
-Kto do nas strzelał? -nie dam za wygraną.Wiem, ze chce zmienić temat, ale mu się nie uda.
-Dlaczego? -po jaką cholerę?!
-Ehh.. -spogląda na mnie. -Nina, czym ja się zajmuję? -pyta po chwili. Jakoś tak za bardzo spokojnie.
-Pracujesz w firmie swojego taty. -odpowiadam, jakby to było oczywiste.Krzywi się.
-W jakiej firmie?
-No architektonicznej. -przewracam oczami.Też się mu na pytania zebrało.
-Nie, już dawno w niej nie pracuję. -uśmiecha się lekko.
-Jak to?
-Wyrzucili mnie. -wzrusza ramionami. -Wiesz, ja nawet nie mieszkam u rodziców.
-Co? -kurwa, kim ty jesteś człowieku? Pieprzonym kameleonem?
-Na kilka tygodni się wprowadziłem.Chcieliśmy zrobić dobre wrażenie na tobie. -wytrzeszczam oczy.Dobre wrażenie? Mój oddech przyśpiesza.Zaczynam się denerwować.Co on znowu wygaduje?
-Co ty mówisz? -zaciskam dłonie na kołdrze.Auć.. ręka mnie boli.
-Moja rodzina jest powalona.Powinienem ci już dawno to powiedzieć. -przeczesuje dłonią włosy. -Wszyscy zarabiają nielegalnie.Myślisz, ze niby skąd mamy kasę? Tata jeździ po świecie i szuka taniej siły roboczej.Mama siedzi w prokuraturze żeby znajdywać jakieś luki, w razie czego daje nam sygnał i się ewakuujemy. To wszystko to jeden wielki czarny rynek.
-Ja nie rozumiem..
-Handlujemy narkotykami.Głownie marihuaną ale takimi innymi również.Załatwiamy trawkę, a później ja sprzedajemy.Tata wynajmuje ludzi i ziemie w różnych krajach.Oni się nią zajmują, dbają żeby jak największy plon zebrać.A mama jest takim małym ochroniarzem.Pilnuje porządku, żeby wszystko się kręciło.
-Żartujesz sobie? -taa. a już prawie uwierzyłam. Masakra, jaki dziwny dowcip.
-Chciałbym.Hobbystycznie włamuję się ludziom na komputery.Znajduje konta bankowe.Przelewam pieniążki, oczywiście mam w tym celu chyba z tysiąc różnych kont, wiadomo, nigdy nie przelewaj dwa razy na to samo konto. Na szczęście i tutaj znajdzie się rodzinka.Mama Rozalie pracuje w banku.I też nie na byle jakim stanowisku.Wszystko się kręci, każdy zarabia.Kurwa, kąpiemy się, śpimy, żyjemy na pieniądzach.Jedną wielka telenowelę można by było o tym nakręcić.
-Ja pierdole.. -może ja jeszcze śnie? To na pewno nie jest prawda.To jest niemożliwe po prostu.Przecież policja by ich złapała gdyby tak robili.Chociaż.. z nią akurat różnie bywa.
-Lepiej było jak nie wiedziałaś.. -Nate kładzie się na łóżku. Ehh.. oczy mi się jeszcze bardziej kleją gdy widzę jak sobie leży na tej mięciutkiej podusi.
-Co ty robisz? -pytam ziewając.
-Jesteś padnięta, zdenerwowana, obolała, nic nie rozumiesz.Najrozsądniej byłoby się przespać teraz.- uśmiecha się.Kładę się na boku.Ma rację.Jestem wykończona i nie wiem, co mi się śniło, a co faktycznie miało miejsce.A może ja jestem jeszcze nieprzytomna? Nate przytula się do mnie.Zasypiam czując jego perfumy i spokojny oddech , który porusza moimi włosami.

  Długo się zastanawiałam nad tym wszystkim.Jeśli faktycznie Parkerowie prowadzą takie ciemne interesy, to po co im byłam ja potrzebna?Do czego? Co z tym wszystkim mają wspólnego moje rodzice? Dlaczego dowiaduję się tak późno? I najważniejsze: CO JA MAM TERAZ ROBIĆ??
 Sebastian i Kacper wyszli.Z tego co mówili, to do pracy, ale teraz to już nie wiem czy do jakiejś legalnej, czy może podlać roślinki?
Tak więc zostałam sama z mężem.Zastaję go w kuchni (już drugi raz, chyba lubi takie miejsca), siedzi na krześle barowym i coś robi na laptopie.Nie chcę nawet myśleć,co to może być.Wolę chyba udawać, ze przegląda tablicę Facebooka.
-Nate.. -staję przed nim. Spogląda na mnie znad ekranu.Jak zwykle jest lekko zdziwiony. -Po co wam ja? -mówię wprost o co mi chodzi.Nie mam zamiaru się pieprzyć w jakieś zagadki czy kalambury.
-Pytasz, po co był ten cały ślub? -chowa laptopa do torby.
-Yhym.. -kiwam głową.
-Twój tata był geniuszem.Znalazł dla nas sposób, dzięki czemu mogliśmy zarobić nawet cztery razy więcej bez jakiegoś dużego wysiłku i strat.
-Mój tata? - co on miał z tyn wspólnego?
-Dorabiał sobie u nas, szybko zrozumiał o co chodzi w tej branży i wpadł na pomysł.Był bardzo cwany, od razu postawił swoje warunki.Chciał zapewnić tobie i Rafałowi jakieś godne życie.Z jego pensji to było niemożliwe.Tyle tylko, ze ja nie mam siostry, która mogłaby wziąć ślub z twoim braciszkiem.Dyskusje trwały aż w końcu się zgodzili. Sprzedali nas sobie.
-Nie.To niemożliwe.. -zakrywam usta dłonią. -Kłamiesz.-mój tata nie zrobiłby czegoś takiego. Prędzej wydał by ich w ręce policji.A mama? Też się przecież nie mogła zgodzić.
-Nina.. -Nate podchodzi i obejmuje mnie w talii. -Przykro mi, ale tak właśnie było..
-Przykro ci?! -zaczynam wrzeszczeć i płakać jednocześnie. -Tobie jest przykro?!
-Nina.. -odsuwam się od niego.Jak on śmiał mnie dotykać? Dlaczego ja jego dotykałam? Czemu mi nie powiedział? Co się do kurwy nędzy tutaj dzieje?!
-Nie dotykaj mnie! Jak mogłeś to wszystko ukrywać przede mną?!
-To nie tak jak myślisz..
-Wiesz co?Pierdol się! Ty i ta cała twoja rodzinka! Idźcie do piekła! -wybiegam z kuchni.Biegnę korytarzem prosto do drzwi frontowych.Schylam się po buty i tutaj robię błąd. Słyszę przekręcany zamek w drzwiach. Nate stoi nade mną, chowa kluczyk do kieszeni spodni.Prostuję się, chwila na oddech.Rzucam się na niego.Niczym kot, drapię go po rękach, którymi stara się mnie złapać albo w jakiś inny sposób powstrzymać.Próbuję wyjąć mu klucz z kieszeni, ale chwyta mnie za nadgarstki.
-Uspokój się kobieto! -warczy.Jego oczy znowu mają ten przerażający błysk. Zupełnie jak na przyjęciu. Nie zwracam na to uwagi.Przypominam sobie słowa Rafała i moje kolano uderza go w krocze.
-Kurwa mać! -zgina się i zakrywa dłońmi obolałe miejsce.Cisza, żadne z nas nic nie mówi.Ja kombinuję jak tutaj zdobyć ten klucz ale on już wstaje z podłogi.Powiedzenie, ze jest wkurwiony o chyba za mało.Cofam się.
-Myślisz, że jesteś taka sprytna? -to nie jest jego głos.Mówi strasznie spokojnie i powoli, bez żadnych emocji.Idzie w moja stronę. -Chciałaś uciec? Przede mną? -zatrzymuję się na ścianie.On dopiero wtedy, gdy jego twarz jest w odległości kilku centymetrów od mojej. -Co ty sobie kurwa myślisz?
Łzy napływają mi do oczu.Chcę do domu, chcę wrócić do domu.Przewiesza mnie sobie przez ramię i zanosi do pokoju, w którym jeszcze tak niedawno spaliśmy wtuleni w siebie.Stawia mnie zaraz przy łóżku.
-Połóż się na łóżku, przykryj kołdrą i leż.Jeszcze raz spróbujesz cokolwiek zrobić a będzie nieciekawie, skarbie. -to ostatnie słowo brzmi jak obelga w jego ustach.Robię co mi każe.Ściągam buty i wchodzę pod kołdrę.Stoi tak przez chwilę i patrzy się na mnie po czym wychodzi.Zostałam sama.Zakrywam twarz dłońmi, łzy same spływają mi po policzku.Płaczę, nad sobą, nad rodzicami, nad życiem, nad nami, bo co dalej z nami będzie?


____

Podoba się? :)