Czytasz = Komentujesz

Czytasz moje opowiadanie? :)
Zostaw komentarz - to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania i wiem, że mam dla kogo to robić.
Piszcie co sądzicie o rozdziałach, postaciach, historii.
Po prostu wyraźcie swoje opinie. :* ♥



niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 12.

 Zaczynam żałować tego, że zadzwoniłam po Nate'a. Siedzi teraz na kanapie w salonie i patrzy się na mnie jak na wariatkę.
-Żartujesz sobie? -pyta po chwili.Nie wygląda jakby go coś rozśmieszyło, wręcz przeciwnie.Chyba się złości.
-A wyglądam jakby było mi do śmiechu? -podaję mu szklankę soku pomarańczowego.
-Sugerujesz, że ja mam z tym coś wspólnego?
-Nie. -siadam na fotelu naprzeciwko niego. -Tak po prostu ktoś pisze do mnie wiadomości, w których wyraźnie jest niezadowolony z tego, że się znamy, każe mi się od ciebie odwalić, bo inaczej mojemu bratu się coś stanie. -przewracam oczami. -To chyba faktycznie nie ma z tobą nic wspólnego.Możesz już sobie iść. Nie mam pojęcia po co do ciebie dzwoniłam.To przecież oczywiste, że jesteś czysty jak łza.Tak czysty, że aż przezroczysty...
-Dobra, dobra. Już się tak nie denerwuj. -bierze łyk soku pomarańczowego.
-Jak ja mam się nie denerwować?! -no teraz to dopiero się zdenerwuję. -Czy ty w ogóle siebie słyszysz człowieku?!
-Mówię tylko, że nic poważnego się na razie nie stało, tak?
-Nic poważnego się nie stało?! Mój brat jest w szpitalu!
-Nic mu nie jest. Za dwa dni prawdopodobnie wychodzi.. -on ma faktycznie coś z głową.Narkotyki musiały mu wyżreć mózg.Jeśli kiedykolwiek go miał.
-Tak.Masz rację.Jest po prostu zajebiście.Co z tego, że dostaję takie wiadomości.To normalne.Mój brat miał wypadek samochodowy? Przecież to nic takiego.. -gwałtownie wstaję z fotela.Za chwilę coś rozwalę.Widzę reakcje Nate'a. Nie spodziewał się, że aż tak się zdenerwuję.Heh.No to teraz sobie popatrz na swoja przyszłą żonę. -Co z tego, że ktoś spowodował ten wypadek specjalnie? Przecież to też jest normalne.Matko, czym ja się przejmuję.Pewnie teraz sobie siedzisz na jakiejś bombie.To też norma.Nie ma w tym nic dziwnego.Powinnam teraz oglądać telewizję z chipsami w rękach i wyluzować.Mógł to zrobić każdy, w końcu mam więcej wrogów niż znajomych..
-Przestań.. -Nate wstaje z kanapy.
-Co mam przestać?
-Tak się zachowywać.
-A niby jak ja się zachowuję? -znowu znajdujemy sie za blisko siebie.
-Jak jakaś wariatka..
-Wariatka? -zaczynam się śmiać.Za chwilę szlag mnie trafi.Wszystko się we mnie kotłuje.Płonę od środka z wściekłości. A ten debil nazywa mnie wariatką.
-Tak.Wszystko wyolbrzymiasz.
-Wyolbrzymiam.Tak, na pewno. -znowu przewracam oczami.I właśnie w tedy w mojej głowie rodzi się pewien pomysł. -A może to ty, co?
-Co ja? -Nate marszy brwi.Nie rozumie o co mi chodzi.
-Może to ty za tym wszystkim stoisz.Nie masz ochoty się żenić, a umowy nie da się złamać więc postanowiłeś wykończyć nas po kolei.Najpierw Rafała, to oczywiste, ze bez niego długo nie pociągnę, zwłaszcza z tobą..
-Teraz to naprawdę przeginasz..
-To kto to zrobił? Hmm?
-Nie mam pojęcia. -widzę jak zaciska ręce w pięści.Denerwuje się.
-A może twoja była, co?
-Kto? -znowu jest zdziwiony.
-No ta... jak jej to było? Victoria? -uśmiecham się. -Może to ona?
-Skąd wiesz o Victorii? -teraz już nie jest zdziwiony. Jest wściekły, zupełnie jak na tym przyjęciu u jego rodziców.Jego twarz lustruje mnie dokładnie.Mam wrażenie, jakbym nie miała na sobie nic. Jakby widział wszystko,znał każdą moją myśl w głowie.Brakuje mi powietrza. -Nina.Skąd wiesz o Victorii? -cofam się ale trafiam na ścianę.On nie odpuszcza, podchodzi do mnie.Znowu dzielą nas tylko centymetry.Szukam wokoło jakiegoś przedmiotu, którym mogłabym się w jakiś sposób bronić.Niestety, nic nie znajduję. -Nie zadam trzeci raz tego samego pytania..
-No.. Ja tylko. -kurwa. Cokolwiek bym teraz mu nie powiedziała i tak będę mieć kłopoty.Mam skłamać? Ale jak? Co niby mam powiedzieć?
-I tak się dowiem.Prędzej czy później. -uśmiecha się delikatnie.Ale to nie jest miły uśmiech. To uśmiech osoby, która ma wielką ochotę na przerażającą, dokładnie zaplanowaną zemstę. -Lepiej dla ciebie jeśli mi teraz powiesz kochanie.
"Nie dawaj mu powodów do wściekłości.. on lubi być agresywny" -przypominają mi się słowa Rozalie.I już wiem, że nie mogę kłamać.Powiem mu.
-Rozalie mi powiedziała. -mówię strasznie cicho.Przez chwilę myślę, że każe mi powtórzyć, bo nic nie usłyszał ale on tego nie robi.Odsuwa się ode mnie.
-Zajmę się tym. -zabiera swoją kurtkę z oparcia kanapy. -Nie masz się czym martwić. -posyła mi całusa i wychodzi.Opuścił mój dom.On sobie tak po prostu wyszedł!
Jeszcze przez długą chwilę nie mogę złapać oddechu.Kurwa.Co ja narobiłam?! Czym on się teraz zajmie? Tymi wiadomościami, czy Rozalie? Szybko szukam telefonu.Muszę do niej zadzwonić, tak? Powinnam to zrobić? Ale co ja jej niby powiem? Siadam na fotelu z telefonem w ręce. Zadzwonię. Muszę zadzwonić inaczej zwariuję.Kurwa.Poczta głosowa.Co teraz? Co ja mam robić? Cała się trzęsę.Nie mam pojęcia, czy ze strachu, czy z konsekwencji jakie pewnie przyjdą po rozmowie z Natem. Jeśli można to w ogóle uznać za rozmowę.





Kompletnie nie wyspana wchodzę do szkoły.Całą noc rozmyślałam nad wczorajszym dniem.Wstałam o szóstej rano.
-Wszystko dobrze? -pierwsza zauważa mnie Matylda, później podchodzi do nas Stephanie.
-Tak.Miałam ciężką noc. -kłamię.
-Rozmawiałaś z Natem? -Stephanie jest wyraźnie zaciekawiona.
-Tak. -nie ma mowy, żebym im powiedziała o tym co się stało. -Powiedział, że się tym zajmie. -to akurat prawda, tak powiedział.Nie musiałam wiele kłamać.Po prostu ominęłam kilka szczegółów.
-To dobrze. -Matylda oddycha z ulgą.-A mówił ci, kto może za tym wszystkim stać?
-Nie. -teraz też nie kłamię.Kurcze, dobrze, ze nie pytają o szczegóły.Na razie całkiem nieźle mi idzie.
-A może to i lepiej. -Stephanie bierze mnie za rękę i idzie w kierunku sali historycznej.Kończymy temat Natea i moich SMS-ów. Zaczynamy normalny dzień nauki.Staram się już nie myśleć o tym wszystkim.Skupiam się na drugiej wojnie światowej i Pani Wnerwiającej. Tak już ją nazwaliśmy.Nie da się inaczej nazwać nauczycielki historii.Naprawdę, nie ma innej opcji.



Postanawiam, ze po szkole od razu pójdę do Rafała. Niestety, okazuje się to niemożliwe gdy zauważam białe lamborghini aventador czekające przed budynkiem.Nie muszę się zastanawiać kto w nim siedzi, ponieważ Nate wychodzi z samochodu gdy tylko staję na chodniku.Macha mi.Znowu wszyscy się na nas gapią.No, nie dziwię się im.To auto jest całkiem ładne. Właściciel też nieźle wygląda.Jest ubrany w czerwone dżinsy i czarny t-shirt. Ma ciemne okulary, które dodają aury tajemniczości.Gdybym go widziała po raz pierwszy pewnie by mi się spodobał, tak jak tym dziewczynom obok mnie.Nie wiedzą już jak się przed nim prężyć.Z jednej strony chcą pokazać biust, z drugiej pupę.Szkoda tylko, ze nie wiedzą jak wielkim potrafi być dupkiem.
-Cześć kochanie. -mówi kiedy do niego podchodzę. Zabiera mi plecak, chociaż w cale tego nie chcę.Nie zamierzam też robić scen przed szkołą więc po prostu nie zwracam na to uwagi.
-Cześć. -nie mam pojęcia jak go nazwać.Użyłabym bardzo brzydkiego określenia ale nie chcę ryzykować zdenerwowaniem go.Zwykłe "cześć" musi wystarczyć.
-Pomyślałem sobie, ze skoro twojego brata nie ma.To może ja się tobą chwilowo zaopiekuję. -że co proszę?
-Zaopiekujesz się mną? -powtarzam jak papuga.
-Tak.
-Ale mną się nie trzeba opiekować... -ta jasne. Może jeszcze zamieszka od razu ze mną.Byłoby idealnie.
-Oghh.. Czy możesz choć raz się nie kłócić ze mną? -widzę w tłumie Matyldę i Stephanie.Kurcze, czy ten chłopak robi nam właśnie zdjęcie?
-Nie nam. Samochodowi. -Nate podąża za moim wzrokiem. Przewraca oczami. -Ludzie, samochodu nie widzieli.
-Jakby to był taki zwykły samochód to uwierz mi, przeszliby obojętnie obok niego.
-A co? Nie jest zwykły? -na twarzy Natea pojawia się delikatny uśmieszek. On dobrze wiem jakie wrażenie robi wokół siebie.To tylko gra, takie pozory.Już ja wiem jaki potrafi być.
-Dobra.Chciałam jechać do Rafała.. -muszę się stąd ulotnić. Mam dość tych wszystkich gapiów.
-W porządku. Pojedziemy do niego.Tylko najpierw coś zjemy. -otwiera mi drzwi.Jak rozumiem, nie mam prawa się sprzeciwić.Wsiadam więc posłusznie do samochodu.Matylda i Stephanie uśmiechają się i machają mi.Odmachuję.Jak dobrze, że oni wszyscy nie znają prawdy, inaczej nie pozwoliłyby mi wejść do tego samochodu, a już na pewno odjechać z tym kierowcą.

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 11.

-Wszystko w porządku? -Rafał zauważył moją zszokowaną minę.
-Tak. -odpowiadam i chowam szybko komórkę do kieszeni spodni. -Jest ok.
-Jedź do domu i odpocznij.
-Nie.Nie jestem zmęczona.Mogę sobie jeszcze tutaj posiedzieć..-nie jestem pewna, czy teraz chcę wracać do domu.Kto w ogóle wysłał tego SMSa? Zna mój numer telefonu, adres też może przecież znać.
-Nina, jedź do domu i odpocznij. -Rafał nie daje za wygraną.
-No dobrze.Jak chcesz..-dzwonię po taksówkę.



-Zadzwonię wieczorem. -mówię wychodząc.Rafał nie odpowiada, uśmiecha się.Ciekawa jestem, czy pójdzie spać zaraz po moim wyjściu.Pewnie tak, jest strasznie zmęczony, widać to po jego oczach.Moja taksówka już czeka przed szpitalem.
-Dzień Dobry -wchodzę do środka.
-Dzień Dobry. -taksówkarzem jest bardzo miły starszy pan.Ma siwą czuprynkę i lekki zarost.Na moje oko jest już w okolicach pięćdziesiątki.Jedziemy powoli słuchając radia.Znowu zerkam na komórkę i SMSa .Nie mam pojęcia, kto to może być.Wiem jednak, czego chce.Niestety, nie mogę mu tego dać i nic na to nie poradzę.Nie moja wina, że Nate Parker jest mój.Ja go w cale nie chciałam.

W domu postanawiam zadzwonić na numer, z którego przyszedł SMS. Niestety telefon jest wyłączony.Kurcze.Co niby powinnam zrobić w tej sytuacji?Chodzę z kąta w kąt.Nie mogę nic wymyślić, a już tym bardziej przestać o tym myśleć.
Prawie dostaję zawału kiedy moja komórka zaczyna dzwonić.To Matylda.
-Nina?
-Tak. -uśmiecham się.W sercu czuję ogromną ulgę, że to ona jest po drugiej stronie słuchawki.
-Słyszałam o Rafale.Wszystko w porządku? -czuję, że jest strasznie przejęta.
-Tak.Już wszystko dobrze.. -staram się ją uspokoić.A może siebie? Sama nie wiem.
-Słuchaj, bo tak sobie myślałam ze Stephanie..Możemy do ciebie wpaść na noc jeśli chcesz. -Matylda robi pauzę.Już zamierzam jej odpowiedzieć, kiedy znowu zabiera głos. -Żebyś nie była sama.
-Jasne.Wpadajcie. -one to mają wyczucie czasu.Tej nocy zdecydowanie nie chciałabym być sama.


Kiedy rozkładam kanapę w salonie dzwoni dzwonek do drzwi.To Matylda i Stephanie.
-Masakra jakie to wszystko ciężkie. -Stephanie jest załadowana siatkami zakupów.Matylda trzyma w rękach dwie torby podróżne.Moim zdaniem, troszkę za duże.Przecież to tylko jedna noc.Po co im tyle ciuchów?
-I jak tam? Wszystko dobrze? -obie zalewają mnie falą pytań.Oczywiście kłamię.
-Tak.Jest w porządku. -odpowiadam i szybko mówię o stanie Rafała.Dziewczyny rozpakowują zakupy.Mam wrażenie, że kupiły cały sklep spożywczy.Na stole kuchennym jest teraz wszystko.Banany,jabłka,mnóstwo różnego rodzaju ciastek, trzy bagietki czosnkowe,dwa soki pomarańczowe,orzeszki solone,dwie paczki chipsów,paluszki.Jest tego naprawdę dużo..
-Wypożyczyłyśmy trzy części Władcy Pierścieni! -Stephanie jest strasznie podekscytowana.
-Nic innego nie chciała..-Matylda próbuje ją jakoś wytłumaczyć.Mi jest wszystko jedno, jakie filmy obejrzymy.Ważne, że w razie gdyby ktoś w nocy napadł na mój dom, nie jestem w nim sama.We trójkę zawsze jakoś tak raźniej.



Godzina 02:34 a my jeszcze nie śpimy.Jesteśmy w trakcie oglądania końcówki Władca Pierścieni: Powrót Króla.Moje oczy strasznie pieką przez telewizor.
-Idę do łazienki. -mówię i wychodzę z pokoju.


Kiedy wracam dziewczyny siedzą wyprostowane na kanapie.Wyglądają jakby zobaczyły ducha.Tylko, że to nie duch -to ja.Zerkam na telewizor.Jest wyłączony.
-Wszystko dobrze? -pytam.Nie trzeba być Sherlockiem żeby zauważyć, iż coś nie gra.
-Kiedy wyszłaś dostałaś SMS. -głos zabiera Matylda.Stoję w bezruchu.Kurwa.Kolejny SMS?
-Nie mogłyśmy się oprzeć i otwarłyśmy go. -teraz odzywa si.ę Stephanie.Żadna z nich się nie uśmiecha. Wyglądają naprawdę przeraźliwie, kiedy tak siedzą i patrzą się na mnie. -Przeczytać ci jego treść?
-Nie.Niech sama sobie go przeczyta. -Matylda rzuca w moim kierunku telefon.Łapię go i odblokowuję: UWAŻAJ NA SIEBIE. TWÓJ BRAT TO TYLKO PRZEDSMAK TEGO CO SZYKUJĘ. Ja pierdolę.Jestem w takim szoku, że telefon wypada mi z ręki.Zupełnie nie wiem co się dzieje.
-Nina.Co się tutaj dzieje do cholery?! -Matylda nie wytrzymuje.Zaczyna coś do mnie krzyczeć ale ja nie słucham.Siadam an jednym z foteli i chowam twarz w dłoniach.
-Dobra jejku Matylda przestań! -Stephanie podchodzi do mnie. -Nina, ktoś ci grozi.Co się stało?


-Co to znaczy, że wychodzisz za maż? -obie są w szoku.Właściwie to ich miny są całkiem zabawne.Może i bym się z tego śmiała ale nie mam ochoty.Nie po tym wszystkim.Opowiedziałam im o zaplanowanym ślubie, zaręczynach w domu Nate'a, zakupów z jego kuzynką no i teraz tych groźbach.
-Trzeba to zgłosić na policję. -Matylda wstaje i znowu próbuje dodzwonić się do numeru, z którego dostałam SMSa. Nic z tego.Telefon jest wyłączony.
-Nie zgłoszę tego na policję. -sama nie wiem co mam zrobić.Może to jest dobry pomysł ale ten ktoś spowodował wypadek.Rafał mógł zginąć.Nie mogę teraz iść na policję.
-A może ten twój kochaś jest w to zamieszany? -Stephanie teraz podsuwa swoją myśl.
-Czemu akurat on? -Matylda zabiera głos.
-No przecież on pewnie też nie chce tego ślubu, tak? Z resztą Nina mówiła, że na tym przyjęciu już raz jej groził.Czemu miałby tego nie zrobić znowu?
-Ale to jest bez sensu.Przyjechał do niej do szpitala.Nie wydaje mi się żeby to był on.. -Matylda zrezygnowana siada na kanapie.
-Chodźmy spać. -mówię cicho.Jestem już naprawdę wyczerpana.Muszę się wyspać.Może wtedy przyjdzie mi coś do głowy.



Wstaję o 10:25.Budzi mnie dźwięk tłukącego się talerza.
-Ojejku.Przepraszam. -Matylda zbiera się za sprzątanie. -Nie chciałam cie obudzić..
-Spoko. -spałyśmy razem we trójkę na kanapie. Nie wyspałam się jakoś specjalnie ale i tak czuję się już dużo lepiej.Nawet wiem co powinnam zrobić.
-Porozmawiam z Parkerem.
-Co? -Matylda jest wyraźnie zdezorientowana.Po chwili jednak wie już o co mi chodzi. -I co mu powiesz?
-To musi być ktoś kogo on zna. -wstaję z kanapy. -Może wiedzieć kto to zrobił.Z resztą do cholery to o niego chodzi.
-A co jeśli ci nie pomoże? -Stephanie wchodzi do salonu.Musiała słyszeć naszą rozmowę.
-W takim razie sama będę musiała tą osobę znaleźć. -wychodzę do łazienki. Potrzebuję szybkiego prysznica.Nie mam czasu.Muszę jak najszybciej zobaczyć się z Natem. Po raz pierwszy mam ogromną nadzieję, że mi w czymś pomoże.Nie mam ochoty sama szukać autora SMS-ów.

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 10.

Kiedy próbujemy upchać zakupy Rozalie do auta dzwoni moja komórka.
-Tak? -odbieram.
-Dodzwoniłem się do pani Niny Moore? -zamieram.Ton głosy podpowiada mi, że stało się coś złego.Czuję jak moje ręce drżą.
-Tak.To ja. -odpowiadam.
-Pani brat miał wypadek..-tracę czucie w nogach.Moje oczy zaczynają łzawić.Kurwa! Kompletnie nie słyszę co mówi do mnie facet po drugiej stronie słuchawki.
-W jakim jest szpitalu? -pytam.Muszę tam jak najszybciej jechać.Rozalie zauważa moją reakcje i powoli podchodzi do mnie.Nie uśmiecha się.Ona też już wie, że coś się stało.
-W Szpitalu Św. Łukasza.
-Za chwilę tam będę. -nie czekam na odpowiedź, wciskam czerwona słuchawkę i wkładam telefon do kieszeni.
-Kto jest w szpitalu? -Rozalie jest wyraźnie przejęta całą sytuacją.
-Mój brat.Mogłabyś mnie tam zawieść?
-Oczywiście! -uśmiecha się i wsiada do samochodu.

-To coś poważnego? -pyta po  kilku minutach jazdy.Do szpitala mamy spory kawałek, na szczęście Rozalie nie zwraca uwagi na ograniczenia prędkości. Śmiało wciska gaz do dechy.
-Nie mam pojęcia. -zapewne ten pan, który do mnie dzwonił mówił w jakim stanie jest Rafał ale ja w ogóle go nie słuchałam.Kurcze, mogłam nie jechać na te zakupy.Tylko, co by to zmieniło? Skoro miał wypadek to pewnie jechał gdzieś autem.Oby to nie było nic poważnego.
-Hej, Nina... -Rozalie chwyta moją dłoń. -Wszystko będzie dobrze. -właśnie wtedy orientuję się, że płaczę.Łzy strumieniem płyną po moich policzkach.Cała się trzęsę.Moi rodzice zginęli w wypadku, Rafał on nie może..Ja nie mogę w ten sposób myśleć.Nic mu nie będzie.Wydobrzeje.Tak, na pewno tak będzie.

Wyskakuję z samochodu, chociaż Rozalie jeszcze dobrze się nie zatrzymała.Pędzę w stronę drzwi.
-Przepraszam. -staję przy recepcji. -Szukam Rafała Moore. Miał wypadek i podobno jest w tym szpitalu.. -mówię strasznie szybko ale mam nadzieję,że nie będę musiała powtarzać.Czuję jak znowu do moich oczu napływają łzy.
-Tak.Jest w sali 126.Korytarzem prosto i na prawo. -recepcjonistka uśmiecha się miło.Dziękuję jej za odpowiedź i biegnę przez korytarz rozglądając się na drzwi.Szukam odpowiedniego numeru..124..125 i jest! Wchodzę do środka i nieruchomieję.Rafał leży na łóżku.Do ust ma włożoną jakąś rurkę, a na prawej ręce znajduje się wenflon z kroplówką.Wygląda jak taki malutki chłopczyk, który po prostu sobie śpi.No.. gdyby nie ta rurka w ustach.Obok jego łóżka znajduje się monitor, widać na nim cztery poruszające się linie.Siadam na krześle obok niego i chwytam jego dłoń.Znowu zaczynam płakać.W myślach proszę Boga, żeby Rafałowi nic poważnego się nie stało.Żeby się obudził.
-Przepraszam. -obok mnie stoi lekarz.Ocieram łzy.Nie zauważyłam go. -Pani jest siostrą tak? -pyta spokojnie i podaje mi paczkę chusteczek.
-Tak.Dziękuję -wyjmuję chusteczkę i wysiąkuję noc.
-Proszę się nie martwić.Na szczęście to nic poważnego.Wszystko będzie dobrze. -mówi uśmiechając się.Zapisuje coś na jakiejś kartce i wychodzi z pokoju mijając się z Rozalie.
-I jak? -Rozalie staje za mną i gładzi mnie po włosach.
-Lekarz mówił,że wszystko dobrze jest.. -odpowiadam. Znowu chwytam Rafała za rękę.Obudź się.Powtarzam w myślach niczym mantrę.Rozalie bierze drugie krzesło i siada obok mnie.Długo to jednak nie trwa, nie wiem, czy nie jest w stanie patrzeć na mojego brata pod tą całą aparaturą, czy to ten biały kolor w sali tak na nią działa ale wstaje z krzesła.
-Przyniosę nam kawę. -uśmiecha się i wychodzi.Kawa tak, przyda mi się teraz.Opowiadam Rafałowi o zakupach w centrum handlowym, nie mam pojęcia dlaczego to robię.Chyba boję się tej ciszy w pokoju.Muszę ją przerwać więc opowiadam mu wszystko.I znowu zaczynam płakać.Czuję czyjąś dłoń na plecach i podskakuję.
-Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć. -A ten do cholery co tutaj robi?! Skąd on wie?! Rozalie! Musiała mu powiedzieć.Świetnie. -Wszystko w porządku? -pyta.
-Nie.Nie jest w porządku. -warczę. Nate nie zraża się moim zachowaniem.Spokojnie siada na miejscu Rozalie.Już mam mówić, że jest ono zajęte ale to on zabiera głos.
-Lekarze mówią, że to nic poważnego.Za chwilę się obudzi, zobaczysz.
-Skąd to wiesz? -nie mogli mu tego powiedzieć, prawda? Tajemnica zawodowa czy jakoś tak.
-Jestem twoim narzeczonym.Dowiedziałem się. -odpowiada spokojnie.Gdyby Rafał wiedział, że on tutaj siedzi pewnie nie byłby tym faktem zadowolony.Nie chcę nic mówić.Nie mam siły.Skupiam się na Rafale.Poprawiam włosy, które opadły mu na oczy.
-Przyniosłam kawę. -Rozalie wchodzi do sali.Nie jest zaskoczona na widok Nate'a. Zauważam też, że przyniosła trzy kawy.Teraz już ma pewność.To ona go tutaj sprowadziła. Najpierw opowiada mi jaki to on nie był a teraz jakby nigdy nic dzwoni po niego.A po cholerę mi on tutaj?! Biorę od niej kubek kawy.Gdybym miała tyle odwagi w sobie, to pewnie powiedziałabym im co o tym wszystkim myślę.Niestety, nie mam jej.Siedzimy tak w ciszy popijając kawę.Nikt nic nie mówi. Słychać tylko dźwięki monitora.Głuche BIP BIP BIP.

Rozalie już nie ma.Pojechała do domu.Zbliża się 21.
-Zamierzasz tutaj spać? -Nate zauważa moje zmęczenie.Nic mnie nie boli, po prostu te oczy.Są takie ciężkie.Za dużo płakałam.Co chwilę je przecieram.
-Tak. -odpowiadam.Chcę zostać z Rafałem.Mam tylko jego.Muszę mieć pewność, że wszystko w porządku.Chce wiedzieć, kiedy się obudzi.Chcę żeby wiedział, że jestem, przez cały czas tutaj byłam.W sali w której Rafał leży jest rozkładana kanapa.To na niej się zdrzemnę.
-Mogę pojechać do was i przywieść ci coś z domu. -patrzę na niego. Nate ma ten sam wyraz twarzy co zawsze.Nie wydaje się być przejęty ale też nie jest obojętny.Tak ciężko to rozgryźć. -A może lepiej by było gdybyś pojechała tam i sama zabrała potrzebne rzeczy.Odwiózł bym cie tutaj.
-Dobrze. -to faktycznie fajny pomysł.Co prawdę oznacza on, że muszę się na chwilkę rozstać z Rafałem ale muszę też wziąć szybki prysznic, no i nie chcę, żeby Nate grzebał mi po szafkach.


-Daj mi dziesięć minut. -mówię stojąc w salonie. -Jak chcesz to weź sobie sok czy coś. -pokazuję na lodówkę i ruszam w stronę łazienki.Pora na prysznic.

Spakowana i gotowa na noc w szpitalu wracam do salonu. Nate siedzi na kanapie.
-Już? -pyta wstając.
-Tak. -no i ruszamy z powrotem do auta.


Szpital to chyba najgorsze miejsce w jakim można spędzić noc.W ogóle nie mogę zasnąć, chociaż jestem potwornie zmęczona.Przewracam się z boku na bok i nic.Nawet liczenie dźwięków BIP BIP BIP nie pomaga.Sprawdzam godzinę - 04:36.

Zasnęłam.Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi.To pielęgniarka.
-Przepraszam. -mówi uśmiechając się. -Przyszłam zmienić kroplówkę.
-Yhym. -mówię przecierając oczy.Wstaję i ścielę kanapę.Kurcze.Moje plecy nie są zadowolone.Siadam na krześle obok łóżka Rafała i znowu chwytam go za rękę.
-Dzień Dobry. -mówię cicho.Nie zwracam uwagi na pielęgniarkę, która nadal znajduje się w sali.Zaraz, chyba mi się wydawało ale poczułam ścisk dłoni.Rafał! Otwiera powoli oczy.Kilka razy nimi mruga.
-Pójdę po lekarza. -pielęgniarka wychodzi z sali.
-Obudziłeś się. -znowu zaczynam płakać.



-Spałaś tutaj?
-Tak. -odpowiadam.Nie mogę przestać się uśmiechać.Obudził się! Lekarz mówi,że jeśli wszystkie badania wyjdą dobrze, to powinien wyjść już za trzy dni.
-Wariatka. -Rafał przewraca oczami.
-Co się stało? -pytam. -Dlaczego miałeś wypadek?
-Ehhh.. -poprawia się na łóżku.-Jakiś debil wyjechał mi na drogę.Nie zdążyłem zahamować. Auto jest pewnie całe roztrzaskane. -to właśnie mój brat.Nie liczy się zdrowie i jego stan.Samochód najważniejszy. -I jak tam na zakupach? -a to tradycyjna zmiana tematu.
-No gdyby nie ten telefon o twoim wypadku to dobrze.
-Gadaj, ile kasy przepuściłaś?
-Ej! -delikatnie go szturcham i zaczynam się śmiać. -Tak właściwie to nic nie kupiłam.
-Nic? Kompletnie nic? -pyta zdziwiony.
-Tak.Okrągłe zero. -po chwili jednak zmieniam swoją wypowiedź. -No właściwie to gofra i sok. -śmieję się..I wszystko byłoby fajnie gdyby nie pewien SMS o treści: JESTEŚ FAŁSZYWĄ ZDZIRĄ. ZOSTAW PARKERA W SPOKOJU!