Czytasz = Komentujesz

Czytasz moje opowiadanie? :)
Zostaw komentarz - to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania i wiem, że mam dla kogo to robić.
Piszcie co sądzicie o rozdziałach, postaciach, historii.
Po prostu wyraźcie swoje opinie. :* ♥



środa, 25 lutego 2015

Rozdział 6.

-Gotowa? -Rafał otworzył drzwi i wszedł do mojego pokoju.Odwróciłam się w jego stronę z ogromnym uśmiechem. -Wyglądasz..hmm.. -wykonał gest ręką, tak ogólny, że mógł oznaczać wszystko.Zaśmiałam się.
-Muszę jeszcze tylko wytuszować rzęsy i nałożyć błyszczyk.. -przeszłam obok niego i ruszyłam w stronę łazienki.Miałam na sobie czerwoną,rozkloszowaną, koronkową sukienkę z lekkim wycięciem na plecach i czarne szpilki.Nad fryzurą nie zastanawiałam się długo.Włosy miałam rozpuszczone, boczne kosmyki związałam z tyłu w kokardę.Trzeba przyznać, że nigdy wcześniej moje włosy tak dobrze się nie układały.Za makijażem specjalnie nie przepadam, nałożyłam więc tylko tusz do rzęs i delikatny błyszczyk na usta.Koniec.
Kiedy pakuję do torebki wszystkie przydatne rzeczy (telefon,chusteczki i błyszczyk) słyszę dzwonek do drzwi.Idealnie wyrobiłam się w czasie.Słyszę, że Rafał rozmawia z Natem. Zakładam czarny płaszczyk i wychodzę z pokoju.
-Wow. -Nate wygląda jakby zobaczył ducha.Przez moment mam ochotę wrócić do swojego pokoju, zamknąć się i nigdy nie wychodzić, ale potem uśmiecha się miło, mój niepokój znika.
-Pamiętaj.. -Rafał krzyżuje ręce i piorunuje wzrokiem moją osobę towarzyszącą.
-Tak wiem... -Nate chwyta moją dłoń. -Nic jej się nie stanie.Masz moje słowo. -Podaje dłoń Rafałowi żegnając się.
-W takim razie miłej zabawy. -Rafał uśmiecha się do mnie ciepło. Nate kieruje nas w stronę czekającego pod bramką samochodu.Jak na dżentelmena przystało, otwiera przede mną drzwi i czeka aż usiądę, następnie sam siada za kierownicą.
-Pięknie wyglądasz. -mówi, kiedy włączamy się do ruchu.
-Dziękuję.Tobie też całkiem nieźle w tym garniturze. -nie skłamałam.Wyglądał bardzo elegancko, chociaż nie założył krawata, a w koszuli odpiął o jeden guziczek za dużo.Na moje słowa uśmiechnął się i przeczesał dłonią włosy, które były już wcześniej w lekkim nieładzie.Wyglądał jak model z okładki jakiegoś czasopisma... seksownie.Tak, to dobre słowo.
-Jak duże to jest przyjęcie? -nie mam pojęcia, ile osób tam będzie i z jakiej okazji jest organizowane.Przecież przyjęć, nie robi się często i ot tak, prawda? Chociaż, co ja się tam znam..
-Hmm.. -Nate jest osobą, po której widać, że się właśnie zastanawia.Zmrużył oczy i postukał palcem w kierownicę. -Nie jestem pewien.Zaproszonych jest  50 osób, ale pewnie przyjdzie około 45.Tak mi się wydaje.
-To całkiem sporo. -mówię i zastanawiam się, jak wygladają jego rodzice. Troszkę się denerwuję, w końcu za kilka minut ich poznam.Ciekawe, czy oni wiedzą jak ja wyglądam. Skoro moja mama znała Nate'a, to pewnie jego rodzice mnie także znają..

Dom Nate'a położony jest, można powiedzieć, że na odludziu.Jakikolwiek sąsiad znajduje się dopiero kilometr dalej.Podjazd prowadzi wprost pod wielkie, szerokie marmurowe schody, te zaś prowadzą do masywnych drzwi.Dom wygląda jak pałacyk, jest duży, ale nie wielki.Okien jest sporo, w każdym z nich świeci się jasne światło.Po prawej stronie domu znajduje się osobny budynek, znacznie mniejszy.Wokół są kolorowe kwiaty i krzewy.Za domem pewnie znajduje się wielki ogród.Niewątpliwie jest to magiczne miejsce,wspaniałe dla człowieka, który chce odpocząć od świata.
-Gotowa poznać swoich przyszłych teściów?  -Nate otwiera przede mną drzwi i pomaga wyjść z auta, chwyta moją rękę i zmierza w stronę schodów, na szczycie których znajdują się frontowe drzwi.Kiedy jesteśmy na ostatnim schodzie, drzwi otwierają się.Stoi w nich wysoki mężczyzna, z ciemnymi włosami i kilkudniowym zarostem. Uśmiecha się do nas radośnie i przeczesuje włosy.Po tym geście, od razu wiedziałam, kto przede mną stoi -tata Nate'a.
-Dobry wieczór. -mówię grzecznie.
-Dobry wieczór. -gestem pokazuje, abym weszła do środka.Znajdujemy się w ogromnym holu, drewniana podłoga jest idealnie wypolerowana, z boku znajdują się duże, szerokie,masywne schody prowadzące na piętro, po prawej stronie zaś szerokie drzwi, które są otwarte i słychać dochodzące z tamtego pomieszczenia urywki rozmów i muzykę.To pewnie tam odbędzie się przyjęcie. Nate zabiera mój płaszcz i właśnie w tym momencie podchodzi do nas kobieta.Również wysoka, ale nie tak bardzo jak Nate czy jego tata.Ma długie, bardzo ładne nogi i równie piękne proste włosy, w kolorze ciemnego blondu.
-Nareszcie możemy cię poznać.. -uśmiecha się szeroko i ku mojemu zdziwieniu, nie podaje mi ręki, ale ściska mnie.Jestem zdezorientowana i uśmiecham się lekko.
-Mamo.. -Nate przewraca oczami. -Nina, to moi rodzice.Mój tata Joseph i mama Charlotte.
-Bardzo mi miło. -mówię grzecznie.Zamieniamy jeszcze kilka słów i Nate prowadzi mnie do sali, w której jest już sporo gości.Sala jest ogromna, na suficie wiszą dwa żyrandole,które wyglądają przepięknie.Czuję się jak kopciuszek na balu.W rogu znajduje się orkiestra, kelnerzy chodzą między gośćmi i częstują wszystkich winem lub przekąskami.To zdecydowanie nie mój klimat, choć bardzo mi się tutaj podoba.
-To co.. zatańczymy? -Nate znowu posyła mi ten swój uśmieszek.Kiwam głową zgadzając się i zaczynamy tańczyć.Muzyka jest inna niż ta,do której zwykłam tańczyć.Taka.. dostojna,klasyczna.Jakaś pani śpiewa coś po angielsku, a towarzyszy jej dźwięk pianina i skrzypiec.Nie jesteśmy jedyną tańczącą parą, na parkiecie porusza się z nami 7 innych par.Przynajmniej tyle naliczyłam.
-Pierwszy raz na takim przyjęciu? -Nate, trzeba mu to przyznać, jest bardzo dobrym partnerem do tańca.
-Widać? -pytam śmiejąc się.Nie umiem ukryć zafascynowania tym domem,atmosferą.
-Troszkę. -Obracam się powoli wokół jego palca.Kiedy muzyka cichnie Nate prowadzi mnie w stronę gości.Grzecznie z każdym się witam, choć nie każdy jest mi przedstawiany przez Nate'a.
-A to moi dziadkowie -podchodzimy do dwójki starszych osób.Staruszka uśmiecha się do mnie tak ciepło, ze od razu zaczynam darzyć ją sympatią.Dziadek Nate'a to także uroczy starszy pan.Nie rozmawiamy długo, gdyż przerywa nam głos Pana Josepha, który informuje nas, ze pora na kolację.Tak więc kierujemy się do sali obok.
Ta 'sala obok' jest największą jadalnią jaką kiedykolwiek widziałam.Stoi w niej ogromny podłużny, drewniany stół, na którym znajduje się mnóstwo potraw i wazonów z kwiatami, a wokół niego ciężkie, masywne krzesła.Siadam na miejscu wyznaczonym przez Nate'a, czyli obok niego i jakiejś dziewczyny, która nie kryje niezadowolenia, na mój widok. Nate siedzi obok swojej mamy, która razem ze swoim mężem zajmuje miejsca na samym końcu stołu.Na drugim końcu również siedzą dziadkowie Nate'a.
Kolacja jest naprawdę smakowita, choć tak właściwie nie wiem co jem.Są to dania, których nigdy wcześniej nie smakowałam.Dziewczyna siedząca obok mnie ciągle mi się przygląda, co zaczyna mnie powoli denerwować.Ktoś opowiada dowcip,później rozmowa przechodzi na temat pracy i kończy się na temacie polityki.Muszę wyjść do toalety, pytam więc Nate'a o jej położenie i wychodzę z sali.Cóż, jego odpowiedź wydawała się jasna i prosta, ale kiedy tylko znajduję się w holu nie wiem gdzie powinnam pójść. Są tutaj jeszcze trzy drzwi.O których on mówił? Środkowych?Nie chcę stać jak głupia , więc ruszam w pierwsze lepsze i trafiam!Łazienka jest niewielka, jasna.Kiedy wycieram ręce ktoś puka do drzwi.
-Proszę. -krzyczę.Drzwi się otwierają i wchodzi do środka dziewczyna.Niższa ode mnie, w bardzo ładne miętowej sukience bez pleców. Uśmiecham się miło i chcę wyjść kiedy ta zabiera głos.
-Ty musisz być Nina, prawda? -pyta i ściska moja dłoń. -Jestem Rozalie.Kuzynka Nate'a.
-Miło mi. -mówię grzecznie.
-Tyle się o tobie mówi u nas w rodzinie.. -puszcza moja dłoń i wyciąga z torebki szminkę.
-Naprawdę? -nie jestem pewna co mam robić.Wyjść? Czy to by było grzecznie z mojej strony gdybym wyszła teraz?
-Tak... -Rozalie chowa szminkę i poprawia włosy. -Muszę przyznać, ze bardzo ładnie ze sobą wyglądacie. -uśmiecha się i wychodzi z łazienki.Przewracam oczami i także wychodzę, wracam na swoje miejsce.
-Wszystko w porządku? -Nate przygląda mi się a następnie Rozalie, która siedzi naprzeciwko nas.
-Ta.Wszystko dobrze. -odpowiadam i uśmiecham się.Kelnerzy przynoszą szampana.Tata Nate'a wstaje, a kiedy to robi wszyscy wokół również podnoszą się z krzeseł.
-Zanim wzniosę toast. Mój syn chciałby o coś zapytać. -Pan Joseph kiwa głową Nate'owi, a ten odkłada swojego szampana na stół i uśmiecha się do wszystkich gości.Widzę, że jest zdenerwowany.Odsuwa swoje krzesło nieco do tyłu, a następnie moje.Co on zamierza zrobić?Czuję, że teraz wszyscy patrzą tylko na nas i zaczynam drżeć.On jednak zdaje się nie zwracać na to uwagi, bierze głęboki wdech i klęka przede mną.O Boże!Chwyta moją dłoń, a ja odkładam swojego szampana,bałam się, ze go za chwilę opuszczę. Nate przeczesuje włosy dłonią, po czym wyciąga z marynarki małe, czarne pudełeczko.Rozglądam się wokół, szukając pomocy, ale wszyscy grzecznie się uśmiechają.Niektóre panie zakryły usta dłonią.
-Nino.. -Nate zaczyna mówić,a ja czuję, że nasze ręce zaczynają się pocić. -Czy zgodzisz się spędzić ze mną resztę życia? -otwiera pudełeczko, a ja umieram.Co on wyprawia?! W środku jest srebrny pierścionek z malutkim brylantem. -I dokończyć umowę, jaką podpisali nasi rodzice? -dodaje po cichu, tak abym tylko ja to usłyszała.Czuję, ze za chwilę zemdleje.Za dużo oczu się we mnie teraz wpatruje, za dużo osób zabiera mi tlen, którego teraz jest tak mało wokół mnie.
-Tak. -odpowiadam szeptem.Musze stąd wyjść.Musze na powietrze..Nate wstaje i wkłada mi na palec pierścionek.Wszyscy zaczynają klaskać, a tata Nate'a wznosi toast na naszą cześć.Następnie kelnerzy wchodzą z deserem, wykorzystuję ten moment i szepczę cicho do ucha Nate'a.
-Muszę wyjść na świeże powietrze. -natychmiast.Inaczej zemdleje i moja twarz wyląduje w tych lodach, które kelner właśnie postawił przede mną.
-Oczywiście. -Nate wstaje i bierze mnie za rękę.Wychodzimy, ale nie frontowymi drzwiami, lecz tylnymi.Wychodzimy na ogród.O mamo.Umieram po raz drugi.

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział 5.

W sobotę dostałam nagłej chęci na generalne porządki w domu.Zaczęłam od łazienki.Szorowałam wannę, umywalkę i prysznic przez około 40 minut aż doszłam do wniosku, że są już wystarczająco czyste.Umyłam lustra i płytki. Podsumowując generalne porządki w łazience zajęły mi 1 godzinę i 20 minut.Następnie przeszłam do salonu. Zawsze zaczynam od pokoi największych i najmniej .. hmm ogarniętych.Nie są one co prawda w jakimś okropnym stanie tak się przynajmniej wydaje, kiedy człowiek nie zaglądnie do szuflad w szafkach pod telewizorem.Usiadłam więc na podłodze i wysypałam całą zawartość ostatniej szuflady, czyli stertę papierów i kabli (nie wiadomo od czego).Kiedy byłam mniej więcej w połowie porządkowania dokumentów zauważyłam kopertę, otwartą kopertę.Była biała,troszkę pomięta, bez żadnego znaczka pocztowego, adresu.Nie była jednak pusta.Wyciągnęłam z niej kartkę, myślałam, że to po prostu jakiś rachunek,pocztówka czy coś.Jednak stanowczo się myliłam.Przeczytałam zawartość listu i zamarłam.List był skierowany do mnie przez mamę.Nie mogłam w to uwierzyć, więc zaczęłam go czytać jeszcze raz, dokładnie analizując każdy szczegół, każdą literkę..

Mój mały Skarbie, jeśli to czytasz, to znaczy, że mnie i taty już nie ma, a Rafał dał ci kopertę z tym listem.Na początku chcę Cię bardzo przeprosić, ze nie ma mnie przy tobie w tak ważnym dla Ciebie dniu.Tak bardzo chciałam zobaczyć moją małą księżniczkę w pięknej białej sukni.Niestety, świat jest jaki jest i nie mogę tego zrobić.Chcę abyś wiedziała, że razem z tatą robiliśmy wszystko, aby było Ci dobrze.Zawarliśmy umowę z Parkerami, nie mieliśmy wyjścia.Nie mogę Ci powiedzieć dlaczego, obiecałam Twojemu tacie, ze ode mnie się tego nigdy nie dowiesz.Wiesz, jak potrafi się gniewać, gdy coś idzie nie po jego myśli. Nate wydaje się być naprawdę bardzo miłym i uczciwym chłopakiem, proszę nie obwiniaj go i nie miej żalu, o ten cały ślub.Wiesz przecież, że on także nie miał wpływu na to wszystko..Mam nadzieję, że założycie razem wspaniałą rodzinę, taką jaką sobie wymarzyłaś kiedy miałaś 7 lat i opowiadałaś mi o niej.Jeszcze raz bardzo Cię za to wszystko przepraszam Kochanie.Musisz zrozumieć, ze tak jest po prostu lepiej i bezpieczniej.Bardzo bardzo Was kochamy, Ciebie i Rafała.Wiem,ze teraz pewnie wszystko jest na jego głowie, ale on jest silny, da sobie rade, macie siebie, więc macie wszystko. Pamiętaj, masz być dzielną dziewczynką,a ja będę patrzeć z góry i pomagać ci - tylko w to uwierz, a będzie lepiej.Tata nie miał odwagi napisać tego listu ze mną, ale on też się bardzo tym wszystkim przejmuje.Kazałam Rafałowi dać Ci tę kopertę miesiąc przed twoimi 18 urodzinami,mam nadzieję, ze dotrzymał słowa, a jeśli nie i znalazłaś ją gdzieś, to nie gniewaj się na niego, zrobił to, bo nie chciał Cię zranić.

Gorące buziaki i wielki uścisk,
Mama.


Wybucham płaczem.Ona wiedziała, ze umrze! Wpadam w wściekłość i targam list na małe kawałeczki.Jak oni mogli tak po prostu wiedzieć co się stanie i udawać.Jak oni mogli żyć z tym?! Dlaczego Rafał mi nie dał tego listu?! Na co on czekał?! Obwiniam wszystkich o to co teraz czuję, ale głęboko wiem, że największe pretensje mam do samej siebie.Gdybym przestała być tak bardzo wrażliwą, to pewnie wiedziałabym o wszystkim, a teraz siedzę i beczę jak małe dziecko.Tak jakby ten płacz mógł cofnąć czas..
Kiedy już nie mam czym płakać ocieram oczy.Biorę głęboki oddech i wyrzucam potargane kawałki listu.Spoglądam na zegarek, za godzinę przyjedzie Rafał.Muszę z nim o wszystkim, porozmawiać.Nie mogę udawać, że nic nie wiem, to by mnie zabiło.Na razie jednak pakuję z powrotem wszystkie papierki do szuflady.Moja chęć do generalnych porządków zniknęła.Czuję się teraz jak jedna wielka pusta dziura, balon bez powietrza..
Ta godzina to chyba moja najdłuższa w całym życiu.Mam wrażenie, jakby czas się zatrzymał, normalnie pewnie bym się cieszyła ale teraz chodzę z kąta w kąt, bez celu.Wchodzę do kuchni i wyjmuję makaron,muszę coś zrobić bo chyba zwariuję, więc postanawiam zrobić spaghetti..

-Już jestem! -Rafał krzyczy wchodząc do domu.
-Świetnie. -mówię cicho z kuchni i nakładam nam spaghetti na talerze.Mój brat wchodzi i siada na stołku przy stole.
-Stało się coś? Płakałaś?-pyta widząc moją minę.Tak, wiem jak wyglądam.Oczy mam podkrążone i czerwone.Jakbym nie spała przez tydzień.
-Czy płakałam? -siadam na przeciwko niego.I dłubię widelcem w talerzu. -Beczałam jak głupia..Jak mały bachor..Jak pierdzielony wrażliwiec..Jak ja..
-O.. -Rafała szokują jego słowa.Prostuje się na krześle.Zauważam, że nie tknął jeszcze nawet widelca. -A możesz mi powiedzieć dlaczego płakałaś?
-Bo znalazłam list, którego mi nie zamierzałeś dać.. -Odpowiadam i biorę wielką porcję do ust.Specjalnie, aby nie musieć nic mówić.Rafał kładzie łokcie na stole i opiera głowę o dłonie.
-Wiedziałem, ze prędzej czy później go znajdziesz.. -mówi powoli. -Chciałem go spalić lub wyrzucić, ale nie potrafiłem.To była ostatnia rzecz od mamy dla ciebie.Jej ostatnie słowa.. -Widzę, ze jest strasznie smutny.Chowa głowę w dłoniach. -Przepraszam cie bardzo.. -mówi szeptem.Wiem, że głos mu się załamuje.Ostatni raz widziałam go jak płakał, kiedy pakował do kartonów rzeczy rodziców.Chyba dopiero wtedy naprawdę doszło do niego, że ich już nie ma i nie będzie.
-Nasi rodzice wiedzieli,że zginą. -przeczesuje dłonią jego włosy.A on podnosi głowę i patrzy mi prosto w oczy.
-Nina...Ja się dowiedziałem o tym, kiedy po pogrzebie wróciłem do domu.Zacząłem rzucać ich ciuchami, ulubionymi książkami mamy, wszystkim co kojarzyło mi się z nimi, co było ich.I wtedy wypadła koperta.Wziąłem ją i otworzyłem...Przeczytałem list i postanowiłem go schować przed tobą.Wiedziałem, ze cierpisz, a ta wiadomość złamałaby ci serce jeszcze bardziej. -Podniósł widelec i dziubał nim w talerzu, zupełnie jak ja przed chwilą. -Oni wiedzieli, ze zginą -to jedno.Ale oni wiedzieli przez kogo Nina i to mnie boli chyba najbardziej.Oni znali zabójcę.To nie był zwykły wypadek, to było zaplanowane morderstwo.. -Moje serce przestało bić.Nie mogłam przełknąć śliny, siedziałam jak jakiś posąg.Co on do mnie mówi?! Ktoś ich zabił! Nie wiem ile czasu minęło zanim coś powiedziałam.Rafał zdążył zjeść większą część obiadu. On żył z tą myślą od ich pogrzebu?
-Kto to zrobił? -spytałam wreszcie.
-Nie wiem.Próbuję się tego dowiedzieć ale policja uznała mnie za świra i nie chcieli ze mną gadać.A na własną rękę to ciężko coś ustalić. -Wstał z krzesła i nalał wody do szklanki, którą następnie mi podał.Wzięłam ją i wypiłam całą zawartość od razu.Byłam mu wdzięczna, z tego wszystkiego zaschło mi w ustach.I wtedy naszła mnie pewna myśl.. -Myślisz, ze Nate i jego rodzice wiedzieli o tym?
-Nie mam pojęcia. -Rafał wzruszył ramionami.Nie chciał już na ten temat rozmawiać, ja też nie chciałam. Już myślałam, że to zdecydowanie za dużo jak na jedno południe, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.Rafał ruszył w ich stronę, aby sprawdzić kogo do nas niesie.
-Nina! Do ciebie! -Podeszłam więc do Rafała i jakiegoś pana ubranego w bardzo elegancki garnitur.Co jest do cholery?
-Tak? -spytałam grzecznie.
-Mam dla Pani zaproszenie. -powiedział i podał mi kopertę. -To tyle.Dziękuję i do widzenia. -Gościu wyszedł i zamknął drzwi zanim zdążyłam odpowiedzieć.Dziwne to było.
-Co to za zaproszenie? -Rafał spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.Otwarłam kopertę i wyjęłam elegancki, idealnie złożony kawałek papieru, w kolorze beżowym z niebieską wstążką.Rozłożyłam papier i znowu miałam wrażenie, że zemdleje.To południe jest zdecydowanie za bardzo intensywne emocjonalnie.Rafał stał i patrzył się na mnie z wyczekiwaniem. -Zostałam zaproszona na przyjęcie do Parkerów.
-I chyba masz już parę. -Powiedział brat i pokazał mi pismo na drugiej stronie kartki.Było zdecydowanie innej osoby, niż tej, co pisała zaproszenie.Jakieś takie mniej staranne, za bardzo pochylone.

"Chętnie będę służył Pani za osobę towarzyszącą - Nate"

Świetnie.A juz miałam nadzieję, że nie zobaczę go wcześniej niż na ślubnym ołtarzu. Chyba się myliłam..

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 4.

Czas zdecydowanie za szybko biegnie.Właśnie mija drugi tydzień od mojego spotkania z Natem. Nie zawracam sobie głowy jego osobą.Pozostało mi już niewiele wolności więc chcę ją jakoś wykorzystać. Jestem właśnie w galerii handlowej z Matyldą,Steph,Patrykiem i Tomkiem.Kupiliśmy bilety do kina i mamy troszkę czasu przed rozpoczęciem seansu, więc postanowiliśmy się powłóczyć po sklepach.
-Co myślisz o tej? -Steph pokazuje mi białą bluzkę z jakimś kotkiem i kolorowymi plamami.
-Jest ładna -mówię i wracam do przeglądania ciuchów na wieszakach.W oko wpadła mi ciemna jeansowa ramoneska.Byłaby idealna do spodni, które kupiłam w poprzednim sklepie.Sprawdzam cenę i od razu się uśmiecham.Nie dość, że jest śliczna, to w dodatku przeceniona! Nie waham się i zmierzam w stronę przymierzalni.

-79 zł -mówi grzecznie ekspedientka pakując rzeczy do reklamówki.Oprócz ramoneski kupiłam jeszcze czerwoną koszulę w kratkę.Płacę i wychodzę ze sklepu.Czekam razem z resztą na Stephanie, która właśnie stoi przy kasie.Wyjmuję komórkę aby sprawdzić czas.Zostało nam jeszcze 10 minut więc pójdziemy teraz kupić popcorn i colę.

Zajmujemy miejsca w rzędzie numer 9. Nie jestem tym faktem zadowolona, ponieważ wolę siedzieć na samej górze, no ale niestety nie było już wolnych miejsc u góry, więc muszę się zadowolić tymi. Film bardzo szybko się zaczyna, można powiedzieć, że wyjątkowo szybko.Zwykle musimy czekać jakieś 5 minut nim się zacznie. Obok  mnie usadowiona jest Matylda i Patryk. Patryk to mój kolega z klasy.Znam go tyle co Matyldę, jakieś 4 lata.Wszyscy jesteśmy całkiem zgraną paczką.

Komedia była naprawdę fajna.Wszyscy śmialiśmy się jak wariaci nawet ze scen,w których nie było nic zabawnego.Po kinie idziemy jak zwykle do KFC.Popcorn skończył nam się już po 30 minutach filmu, więc strasznie zgłodnieliśmy.Wysłaliśmy Tomka, aby kupił nam jedzenie.Po co mamy wszyscy stać w kolejce, skoro jedna osoba może kupić wszystko.Rozmawiamy o wszystkim, szkole, nauczycielach, chemii, która jest zdecydowanie najgorszym przedmiotem w szkole. Zwłaszcza, kiedy uczy jej nasza Półżywa Krysia.Zawsze, kiedy zaczyna nam coś tłumaczyć to zacina się w połowie i zaczyna od początku.Nigdy nic nie rozumiemy.
-Bon Appetit -Tomek przynosi nasze B-Smarty i kończymy gadanie.Zaczynamy wyżerkę..

-Idę sobie jeszcze po Krushera. Chce ktoś? -Na słowa Matyldy wszyscy podnosimy ręce.Gdzieś jeszcze znajdzie się miejsce na ten napój.Rozglądam się po lokalu.Jest w nim jak zwykle mnóstwo ludzi.Dobrze, że udało nam się znaleźć wolne miejsce.Jak tylko zauważyliśmy pana, który odchodził od stolika, ruszyliśmy w jego stronę, niczym polujące jastrzębie lecące w stronę ofiary.Tak właśnie zdobyliśmy ten stolik.Po kilku minutach pojawiła się Matylda z naszymi Krusherami. Mniam..Piję sobie spokojnie napój i rozglądam się, zawsze tak mam.Kiedy coś jem lub piję to rozglądam się i mierzę wzrokiem ludzi.Dziwnie to musi wyglądać..Zaraz, mój wzrok zatrzymuje się na pewnej grupie chłopaków.O kurwa.Napój staje mi w gardle. Nate siedzi przy stoliku z jakimiś gośćmi i macha mi.Jest naprzeciwko nas.Jak ja mogłam tego nie zauważyć?! Co on tutaj robi?! Mam wrażenie, że zaraz zemdleje.Nie mogę przestać się gapić. Nate wstaje i podchodzi do naszego stolika jak gdyby nigdy nic.
-Cześć. -mówi grzecznie i uśmiecha się do mnie.
-Hej. -odpowiadam.Nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć.Spoglądam na Matyldę, gapi się na niego jak wariatka.Jej mina, nie jest pewnie lepsza od mojej.
-Ty musisz być tym kolegą Rafała. -Steph uśmiecha się grzecznie. -Odebrałeś kiedyś Ninę ze szkoły.
-Kolegą Rafała? -Nate spogląda na mnie ze zdziwieniem.Wzruszam ramionami.Kuźwa, weź już sobie idź.
-No tak. -Stephanie jest wyraźnie zakłopotana. -W każdym bądź razie ja jestem Stephanie, a to jest Patryk, Tomek i Matylda. -mówi pokazując kolejno naszą paczkę.Zachowuje się normalnie, chociaż wiem, ze Nate jej się podoba.Tomek i Patryk wyglądają na zdenerwowanych.Nie wiedzą co jest grane -zupełnie jak ja.
-Mógłbym zamienić z tobą słówko? -Nate nie czeka na moja odpowiedź.Pomaga mi wstać i kieruje w nieco ustronne miejsce.Tam gdzie nie ma takiego tłumu ludzi. -To dziwne, że jesteśmy w tym samym miejscu i o tej samej porze, prawda?
-To pewnie pech.. -mówię uśmiechając się.Spoglądam za plecy chłopaka.Jego koledzy gapią się na nas jakbyśmy byli dinozaurami, moja paczka robi to samo.Czy to takie dziwne, że gadam z jakimś gościem? No w sumie...Nigdy nie gadałam z kimś, kogo wcześniej nie znałyby Matylda czy Stephanie.
-Wydaje mi się, że kiepsko zaczęliśmy naszą znajomość.. -Nate posyła mi minę, która wyraźnie mówi: "Wiesz o czym myślę".
-Ty ją kiepsko zacząłeś. -Prostuję. -Gdybyś nie mówił tych wszystkich faktów o mnie..
-Wiem wiem.. Niepotrzebnie tak gadałem.Czasami mi się zdarza nie myśleć nad wymawianymi zdaniami. -Wzrusza ramionami. -Tak już mam.
-Okej. -Kiwam głową.Chcę już od niego odejść.Kurcze, a jak Rafał się dowie, ze znowu się z nim widziałam? Jak zwykle myślę na zapas i zaczynam się niepokoić. Nate musiał to zauważyć.
-Coś się stało?-pyta poprawiając mi grzywkę, która zasłoniła mi lewe oko.
-Nic.Nie chcę żeby Rafał się dowiedział o tym.. -robię krok w tył.Znowu jesteśmy za blisko siebie.To niekomfortowe.
-Nie dowie się.Masz moje słowo.
-Tak wiem.Nie o ciebie sie martwię. -Pokazuję na Stephanie i Matyldę. -One mogą coś powiedzieć.
-Spoko.-Nate chwyta mnie za rękę i idzie w stronę mojego stolika. -Już ja się tym zajmę. -mówi mi do ucha.
-A niby jak? -pytam cicho. Co on chce zrobić?
-Moja w tym głowa.. -Siadam z powrotem na swoim miejscu.Stephanie znowu uśmiecha się szeroko gdy nas widzi.Chociaż, jestem pewna, że bardziej jej chodzi o "kolegę Rafała" niż mnie.
-Miło było was poznać. -Nate uśmiecha się. -Do zobaczenia. -posyła mi oczko i odchodzi do swojego stolika.Jego koledzy są wyraźnie zaciekawieni całym zajściem,  kręcą się na krzesłach, jakby im mrówki do gaci weszły.Nie zwracam już na to uwagi.Ubieram kurtkę i kończę picie Krushera. Chcę wyjść na świeże powietrze.

-O czym gadaliście? -pyta Steph, kiedy idziemy w stronę przystanku autobusowego.
-O niczym szczególnym. -nie chcę gadać na ten temat.One nic nie wiedzą o moim ślubie.Kiedyś im powiem ale nie teraz.Nie dałyby mi spokoju wtedy.
-Myślisz, że mu się spodobałam?
-Przecież on cie nie zna! -Matylda zaczyna się śmiać.
-No i co z tego. -Steph jest poirytowana.Patrzy na mnie.Najwyraźniej szuka wsparcia.
-Wiesz.. -próbuję coś wymyślić. -Myślę, że cię polubił.
-Naprawdę? -moja przyjaciółka aż podskakuje z radości. Za to Matylda puka się palcem w głowę.
-A dlaczego spotyka się z tobą, a nie z Rafałem, skoro jest jego kolegą? -Zatrzymuję się.
-Jak to spotyka się ze mną? -pytam się Matyldy.O co jej chodzi?
-No wiesz, widziałam was jak podjeżdżaliście wtedy po szkole do kawiarni.Moja mama musiała niedaleko w banku załatwić coś i czekałam na nią w aucie. -kurcze.Nie wiedziałam, że ktoś może wiedzieć jeszcze o tym spotkaniu oprócz Rafała.
-Nic nie powiedziałaś?! -Stephanie opada szczęka.
-To nic takiego.My...Nate chciał sobie kupić kawę, a lubi akurat tą z tej kawiarni.Poszłam z nim, bo nie chciałam siedzieć sama w samochodzie..
-Kłamiesz! -Matylda zaczyna się śmiać. -No proszę cię, mogłabyś wysilić wyobraźnie jeśli juz chcesz coś ukryć przed nami.
-To co..wy się spotykacie? -Steph jest wyraźnie rozczarowana.
-Nie! My.. -kurcze, już sama nie wiem co mam mówić. -Wtedy tylko raz sie spotkaliśmy, a dzisiaj to był przypadek i tyle.Koniec tematu.
-Może dla ciebie.On powiedział: Do widzenia.. -Matylda posyła mi oczko i rusza za chłopakami, którzy zatrzymali się kilka metrów przed nami.Ja i Steph robimy to samo..Świetnie! Teraz jeszcze myślą, ze ja coś kręcę z Natem. A na dodatek, że on jest kolegą Rafała! Przecież to jest bez sensu..
W busie, przez całą drogę powrotną nic się nie odzywam.I tak bym im tego nie wytłumaczyła..