Czytasz = Komentujesz

Czytasz moje opowiadanie? :)
Zostaw komentarz - to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania i wiem, że mam dla kogo to robić.
Piszcie co sądzicie o rozdziałach, postaciach, historii.
Po prostu wyraźcie swoje opinie. :* ♥



środa, 25 marca 2015

Rozdział 8.

 Bycie sobą wcale nie jest takie łatwe.Większość nastolatków w dzisiejszych czasach tak mówi: "Ja nikogo nie udaję.Jestem sobą i tyle." Jednak czy to  prawda? Szczerze w to wątpię. Przecież lepiej jest udawać kogoś, dopasować się do grupy.Sądzę, ze większość z nas tak właśnie robi.Dostosowuje się.Najczęściej w celu przypodobania się komuś, by jakaś grupka osób mnie akceptowała, żebym nie został sam. No właśnie.Samotność. Chyba nikt z nas nie chce tego doznać. A jednak mnóstwo otaczających nas ludzi i my sami często tego doświadczamy.Myślimy sobie wtedy, że nie mamy nikogo komu moglibyśmy szczerze coś powiedzieć, wypłakać się, zaufać.Tylko, czy tak faktycznie jest? Może my sami po prostu wmawiamy to sobie? Jednego jestem pewna, każdy z nas powinien mieć kogoś bliskiego przy boku.Tak po prostu. Żeby tylko był.Nie musi nam pomagać, podpowiadać ale musi być przy nas.I to jest ważne. Czy ja posiadam takie osoby? Matylda i Steph są moimi przyjaciółkami. Na pewno? Przecież nie mają pojęcia co się u mnie dzieje. Nie wiedzą nic o zaręczynach, ślubie. Kompletnie nic. Więc, czy mogę je nazwać przyjaciółkami? Logicznie, to moja wina, przecież mogę im powiedzieć, tak? No ja na ich miejscu też bym się nie domyśliła, ze któraś z nich ma za kogoś wyjść i koniec..
Tak sobie rozmyślam jak zwykle wieczorkiem przed pójściem spać.Zawsze tak robię.Żyję w świecie swoich wyobrażeń. I jest mi w nim bardzo dobrze. Lubię noc. Moje powieki są zamknięte a pod nimi tworzy się obraz.Mój własny.Wymyślony.Jakże cudowny. Nie uwierzycie ile marzeń w mojej głowie już dawno się spełniło.Jasne, powiecie, że przecież to tylko wyobraźnia.Dla mnie to coś więcej. Drugie życie? To chyba prawidłowe określenie. W tym życiu jestem zupełnie inna. Bardziej odważna, zdeterminowana, poznaję mnóstwo ciekawych osób.A jakich przystojniaków! To głowa mała. No ale potem noc mija i powieki się otwierają...
-Nina! -Rafał krzyczy z kuchni. -Jajecznica!! -no właśnie.Teraz znowu będę prowadzić codzienny tryb życia aby później znów wrócić do spełniania marzeń podczas snu.
-Co tak cie na jajecznicę wzięło? -pytam.Zmierzam w kierunku łazienki.
-Lepiej się pośpiesz już po siódmej rano..
-Co?! -nie mogę uwierzyć, że nie obudził mnie budzik! Nie zdążę się wyrobić do szkoły! Świetnie! Biegam jak oszalała.To po szczotkę do włosów, zaraz potem po gumkę (czymś te włosy trzeba spiąć) następnie kolczyki.W końcu siadam na krześle przed talerzem z jajecznicą. Mam niecałe sześć minut aby zjeść.Nigdy w życiu tak szybko nie jadłam.Nawet nie zauważam kiedy widelec ładuje kolejne porcje do moich ust -tak szybko nim macham.Następnie znowu biegnę do łazienki, tym razem w celu wyszorowania zębów.Punktualnie o 7:35 wychodzę z domu. Uff.. niezły czas!
Do szkoły wchodzę pięć minut przed dzwonkiem.Jak zwykle witam się z dziewczynami i zmierzam do klasy na język polski.Omawiamy właśnie Shakespeare'a.Tak, Romea i Julię.Cóż w mojej obecnej sytuacji aż kusi, by powiedzieć o ironii.Ja i Nate to istne przeciwieństwo owych bohaterów tego dramatu. No ale cóż...
Właśnie w tym momencie dostaję w tył głowy papierkiem.Schylam się, by go podnieść.
-Widzimy się dzisiaj po szkole? U mnie? -to liścik od Matyldy.Siedzi dwie ławki za mną.Szybko pisze odpowiedź, odwracam się i odrzucam liścik.Wymieniamy jeszcze kilka zdań.. Nim się orientuję na tablicy pojawia się treść zadania domowego.Znowu ominęła mnie cała lekcja i nic z niej nie wiem.Hm.. dobrze, ze chociaż na niej byłam.Zawsze coś, prawda?
Lekcje mijają dość szybko.Co jest aż dziwne.Zwykle wloką się jakby były wielkimi kamieniami toczonymi pod górkę.
Razem z Matyldą Zdążyliśmy zrobić zadania i powtórzyć biologię.W końcu nigdy nie wiadomo co odbije Rysiowi.Niezapowiedziana kartkówka, a może odpowiedź? Ona zawsze coś wymyśli. Najgorzej jest jak coś dyktuje do zapisania. Mówi, ze to będzie na sprawdzianie i żebyśmy się tego nauczyli, a jak się później okazuje na ów sprawdzianie jest coś zupełnie z innej beczki. I weź tu człowieku zrozum to? Nie da się..
Do domu wracam pieszo.Jest godzina 19.Siedziałam cztery godziny u Matyldy.Najpierw chciałam zadzwonić do brata żeby po mnie przyjechał ale się rozmyśliłam.Nie chcę zawracać Rafałowi głowy.Zrobił dzisiaj śniadanie chłopak. Tak więc idę sobie z słuchawkami w uszach, zupełnie oderwana od świata..
Moja uwagę przyciągają samochody pod domem.Nie wiedziałam, ze będziemy mieli gości.Dziwne.Sprawdzam szybko telefon.Żadnych sms'ów. Zwykle Rafał wysyła mi wiadomość kiedy ktoś ma do nas wpaść, a już zwłaszcza kiedy są to cztery auta.Ciekawe ile osób przyjechało w jednym samochodzie..
-Wszystkiego Najlepszego! -stoję niczym głaz. Jakieś dwadzieścia osób śpiewa mi sto lat, a ja nie wiem co jest grane.Najlepsze jest to, ze wśród tych osób jest również Matylda! Jak ona się tutaj znalazła? Czekam aż ludzie przestaną krzyczeć i oczywiście dziękuje im.Rafał podchodzi do mnie z dużym czekoladowym tortem, na którym stoją zapalone świeczki.Szybko je liczę.18.Jest ich 18! To są jakieś żarty?!
-O co chodzi? -pytam cicho.
-No jak to.Masz urodziny siostra! -Rafał zaczyna się śmiać. -Szybko myśl życzenie i dmuchaj.
Tak też robię. Myślę i dmucham.O dziwo, zdmuchuję wszystkie świeczki naraz!Teraz kolej na życzenia.
-Spełnienia marzeń! -Steph nie może się powstrzymać i ściska mnie.Mocno.Zdecydowanie za mocno.Na szczęście Matylda ją pośpiesza i po kilku sekundach znów mogę nabrać powietrza do płuc.
-Jak ty się tutaj znalazłaś? -pytam Matyldy.
-Twój brat po mnie przyjechał.-uśmiecha się. -Zaplanowaliśmy to wszystko.Przyjęcie niespodziankę! -tak wiec stoję tak jeszcze przez kilka minut.Niektórych ludzi widzę pierwszy raz na oczy.Co oni tutaj robią?Następnie zostaje pogłośniona wieża i już kompletnie nic poza muzyką nie słyszę.Nawet własnych myśli..
-Musiałem go wpuścić..Wiesz, nie wypadało tego nie zrobić. -krzyczy mi do ucha Rafał.Z początku nie wiem o co mu chodzi.Dopiero po chwili go zauważam.Stoi oparty o ścianę .Jak zwykle w ciemnych dżinsach i białej bluzce.Przygląda mi się.Nie wiem czy mam tak stać i się na niego gapić, czy podejść, czy zwiać? On jednak pierwszy wykonuje ruch i podchodzi do mnie.
-Cześć solenizantko. -mówi mi do ucha.Nie krzyczy, po prostu mówi.Nie zdążam odpowiedzieć, kiedy ciągnie mnie w kierunku mojego pokoju.Zaraz.Co on chce zrobić? -Za głośna ta muzyka. -zamyka za nami drzwi. Uśmiecha się i znowu do mnie podchodzi.Za blisko.Kurcze czy on ma z tym jakiś problem?Tak ciężko stanąć kilka centymetrów dalej? -Mam dla ciebie prezent.. -mówi cicho. -Ale najpierw chcę ci złożyć życzenia.A wiec życzę ci tradycyjnie wszystkiego najlepszego, sto lat, żebyś się ciągle uśmiechała, tak jak teraz. -Ma rację, z nerwów się uśmiecham.A to dlatego, że cały czas patrzy mi w oczy.Normalnie lubię, kiedy ludzie to robią, ale nie on.Jego oczy są inne,mają za bardzo głęboki kolor.Mam wrażenie, że za moment się w nich utopię. -Życzę ci spełnienia marzeń.Żebyś osiągnęła w życiu swój cel i szczęścia.. -Kończy i wyjmuje z kieszeni pudełko.Jak ślicznie zapakowane! W taki delikatny fioletowy papier i jasną wstążkę. -Otwórz. -mówi.Tak też robię.Odwiązuję wstążkę i rozrywam papier.Otwieram pudełko.I widzę srebrną bransoletkę.Taką drobną z lecącym ptaszkiem, kluczykiem, kokardką i serduszkiem.O mamusiu, jaka ona jest piękna! Nate bierze ją do ręki i zakłada mi.
-Dziękuję. -mówię.Ten prezent jest naprawdę bardzo ładny i strasznie mi się podoba.Nie mogę przestać się uśmiechać.
-Nie ma za co. -odpowiada. -Masz już 18 lat.A to oznacza, ze powinnaś się zająć szukaniem sukni ślubnej. -O cholera.On ma racje.To już tak blisko..
Co jest?! Nim się orientuję, jego usta całują moje.Kurwa! Co on robi?!

piątek, 13 marca 2015

Rozdział 7.

 Zimnozielone tuje wyznaczają granice ogrodu,człowiek jest zupełnie odcięty od świata.Jest sam na sam z tym bajecznym ogrodem.Dwie podświetlane alejki prowadzą w przeciwne strony.Jedna do dużej, drewnianej huśtawki, która spokojnie pomieściłaby 4 może 5 osób, oraz dużego murowanego jasnym kamieniem grilla.Stoi tam także niewielka (również drewniana) altanka.To tam pewnie jada się kiełbaski i inne mięso z grilla.Druga alejka prowadzi w głąb ogrodu.To właśnie nią się kierujemy.Jest tutaj mnóstwo krzewów, rozpoznaje niestety tylko dwa gatunki: Magnolie Soulange'a i hortensje białe,różowe,fioletowe,niebieskie.Jest tutaj także wiele kwiatów: róże, azalie, astry,hibiskusy.No naprawdę jest tutaj masa kolorów i zapachów.Po prostu bajka!Alejka kończy się przy oczku wodnym,podświetlanym na delikatny fiolet, na środku oczka znajduje sie niewielka fontanna.
-Twoja mama musi mieć bardzo dużo czasu wolnego, ten ogród wygląda na dosyć wymagający. -mówię cicho do Nate'a -No wiesz.. trzeba podcinać krzewy, podlewać i w ogóle pielęgnować to wszystko. -odwracam się od oczka wodnego i ogarniam wzrokiem cały ogród.Jest naprawdę duży.Teraz wyraźnie to widać.
-Mamy ogrodnika -Nate przewraca oczami. -Jesteśmy hmm.. wygodniccy.Lubimy jak ludzie robią coś za nas.Wiesz, my tylko wydajemy pieniądze.. -uśmiecha się.No tak, oni tylko wydają.Że też na to nie wpadłam wcześniej.Pewnie mają też prywatnego kucharza, pokojówkę, a no i oczywiście kelnerów, którzy tak jak dzisiaj rozdają szampana na tacach.I wtedy zaczynam się zastanawiać..
-Dlaczego akurat ja? -zadaję pytanie na głos, chociaż wcale tego nie zamierzałam robić.-Dlaczego akurat ty?
-Nie rozumiem.. -Nate patrzy na mnie ewidentnie zdziwiony i lekko zmieszany.
-To raczej ja nie rozumiem. -zaczynam mówić coraz głośniej -Dlaczego ja muszę wyjść za ciebie? Dlaczego ty musisz się ożenić ze mną? Przecież my.. my tworzymy dwa różne światy.To nie ma sensu.
-Teraz cię akurat musiało najść na rozmyślanie.. -Nate kręci głową i przewraca oczami.Ja jednak nie daję za wygraną.Muszę się dowiedzieć co jest grane.
-Moi rodzice musieli mieć jakiś konkretny powód tego całego małżeństwa.To nie mogło być ich widzi mi się.Oni tego nie wymyślili.Coś się stało i podpisali tę umowę.Twoi rodzice muszą to wiedzieć przecież.Tak? Oni też muszą mieć jakiś powód.. -Nate już się nie uśmiecha.Stoi i patrzy na mnie oczami.. obojętnymi,złośliwymi? Nie wygląda to najlepiej.
-Nie zamierzasz chyba zawracać im głowy takimi pierdołami, prawda? -pyta spokojnie.
-Pierdołami? Przecież to jest umowa na całe życie! Nie mów mi, że cię to nie obchodzi.. -przerywam, bo Nate robi krok w moją stronę.Nadal ma tę minę.Kurcze, ogród już nie jest taki bajeczny,teraz wydaje mi się pułapką, z której nie ma ucieczki, gdzie nikt mnie nie usłyszy.No, chyba że przeskoczę te tuje.Biorąc pod uwagę moje nastawienie do lekcji wychowania fizycznego stwierdzam, że skok nie wyglądałby zbyt ładnie, jeśli oczywiście skoczyłabym, mój strach pewnie sparaliżowałby mnie.To z góry przegrana walka.
-Nie będziesz zawracać głowy nikomu takimi pierdołami.. -szepcze i poprawia mi kosmyk włosów. -Będziesz się trzymać tej cholernej umowy albo..
-Albo? -pytam cicho.Nie ruszam się.On nadal stoi blisko, zdecydowanie za blisko.I ta jego mina.Taka stanowcza, on mnie przeraża.
-Oj już ja się postaram, żeby nie doszło do albo i ty też się o to postarasz. -uśmiecha się i chwyta mnie za rękę. -Nikomu ani słowa dobrze? -pyta.W odpowiedzi kiwam głową.Nikomu nie powiem.Nie chcę wiedzieć co jest po słowie "albo".Nate kieruje nas z powrotem do domu.

W sali trwają tańce, ludzie (sądząc po ich uśmiechach) bardzo dobrze się bawią.Kelnerzy znowu krążą z winem i przekąskami.Wszystko wydaje się być dobrze, ja wiem, że to tylko gra.Każdy z nich ma maski i w zależności od sytuacji ubiera sobie jedną z nich.Tak, żeby wtopić się w tłum -żeby nikt nic nie wiedział,o nic nie pytał.Ja także zakładam maskę i uśmiecham się miło.Godzę się nawet na taniec z panem Josephem.Udaję.I jakże znakomicie mi to wychodzi!
-Cieszę się, że mogłem cię nareszcie poznać.. -mówi cicho tata Nate'a gdy tak wirujemy na parkiecie między innymi parami.
-Ja również. -odpowiadam i znowu się uśmiecham.Graj Nina - po prostu graj tę rolę.Nie musi wiedzieć, ze przez ostatnie kilka minut zdążyłaś ich wszystkich znienawidzić.
-Bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców.Taka wielka strata.. -oj na pewno wielka.Pewnie nawet nie zauważyli, ze świat liczy o dwie osoby mniej ostatnio.Oni wcale się tym nie przejmują -widać to wyraźnie w ich oczach -oni kłamią i wcale im to nie przeszkadza.Są jak komary, jeśli jeden krąży wokół ciebie to prawdopodobnie za chwilę przyleci drugi, a ty się nie możesz tego ustrojstwa pozbyć, wysysają z ciebie krew i rozkoszują się jej smakiem.Ty jesteś tylko pokarmem. -Twoja mama pewnie bardzo chciała zobaczyć twój ślub..
-Moja mama wiele w życiu chciała.. -Za chwilę go uderzę.Walnę go prosto w tę jego twarz, ten uśmieszek. Zniszczę tą maskę i nigdy więcej jej nie założy..
-Odbijany. -podchodzi do nas Nate i puszcza oczko swojemu tacie. Świetnie! Właśnie zamierzałam wykonać solidnego prawego sierpowego.No cóż.. nie tym razem.Tańczę więc teraz grzecznie ze swoją "miłością życia" i gram. Oh! Jak ja wspaniale gram! Jestem normalnie kurwa Angelina Jolie!


-Chcę już wracać do domu.. -szepczę do ucha Nate'a. Właśnie skończyliśmy rozmawiać z jakąś ciotką czy kimś.Mam już dość.Aktorstwo jest wyczerpujące. Nate spogląda na mnie ale nic nie mówi.Kiwa głową do jednego z kelnerów.Wychodzimy do holu.Kelner, ten sam, któremu Nate kiwnął głową przynosi mi płaszczyk i pomaga go założyć.Uśmiecham się ciepło do niego i dziękuję.Bez maski, bez fałszu -szczerze.Biedak, pracować dla takich..."szlachciców".Wychodzimy na podjazd, gdzie czeka już na nas samochód.Ku mojemu zdziwieniu Nate nie założył marynarki.Zamierza mnie odwieść w samej koszuli.Nie przejmuję się tym jednak dłużej.Jadę do domu -prawdziwego domu,gdzie mogę chodzić w dresach, boso,wyłożyć nogi na stolik i nikt mi nie zwróci uwagi na moje "niestosowne" zachowanie.
Przez całą drogę powrotną nie zamieniliśmy ani słowa.Dopiero pod domem, kiedy już zamykałam za sobą drzwi samochodu, Nate jakby nigdy nic powiedział:
-Dobranoc. -i odjechał.Ten to dopiero potrafi grać!Biorę głęboki oddech i wchodzę do środka.
-I jak było? -od progu słyszę krzyk Rafała.Musiał widzieć, że przyjechałam.
-W porządku. -mówię i wchodzę do salonu.Mój brat siedzi na kanapie z nogami na stoliku i butelką piwa w ręce.Pełen luz.Uśmiecham się -to właśnie mój świat.Normalny.Zwykły.Codzienny.A jednak jest w nim coś wyjątkowego.
-Jedzenie było dobre? Tańczyliście? Wydarzyło się coś? Potknął się ktoś i upadł twarzą w sałatkę? -zostaję zasypana pytaniami.Wzruszam ramionami.
-Tylko to się wydarzyło. -pokazuję mu palec, na którym jest pierścionek.
-O cholera.. -chwyta moją dłoń i ogląda go przez kilka minut.Potem bierze łyk piwa. -Kto bogatemu zabroni. -jego słowa idealnie podsumowują mój dzisiejszy dzień.Idę do łazienki wziąć kąpiel.Odprężyć się.Wrócić do bycia sobą.