Czytasz = Komentujesz

Czytasz moje opowiadanie? :)
Zostaw komentarz - to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania i wiem, że mam dla kogo to robić.
Piszcie co sądzicie o rozdziałach, postaciach, historii.
Po prostu wyraźcie swoje opinie. :* ♥



piątek, 13 marca 2015

Rozdział 7.

 Zimnozielone tuje wyznaczają granice ogrodu,człowiek jest zupełnie odcięty od świata.Jest sam na sam z tym bajecznym ogrodem.Dwie podświetlane alejki prowadzą w przeciwne strony.Jedna do dużej, drewnianej huśtawki, która spokojnie pomieściłaby 4 może 5 osób, oraz dużego murowanego jasnym kamieniem grilla.Stoi tam także niewielka (również drewniana) altanka.To tam pewnie jada się kiełbaski i inne mięso z grilla.Druga alejka prowadzi w głąb ogrodu.To właśnie nią się kierujemy.Jest tutaj mnóstwo krzewów, rozpoznaje niestety tylko dwa gatunki: Magnolie Soulange'a i hortensje białe,różowe,fioletowe,niebieskie.Jest tutaj także wiele kwiatów: róże, azalie, astry,hibiskusy.No naprawdę jest tutaj masa kolorów i zapachów.Po prostu bajka!Alejka kończy się przy oczku wodnym,podświetlanym na delikatny fiolet, na środku oczka znajduje sie niewielka fontanna.
-Twoja mama musi mieć bardzo dużo czasu wolnego, ten ogród wygląda na dosyć wymagający. -mówię cicho do Nate'a -No wiesz.. trzeba podcinać krzewy, podlewać i w ogóle pielęgnować to wszystko. -odwracam się od oczka wodnego i ogarniam wzrokiem cały ogród.Jest naprawdę duży.Teraz wyraźnie to widać.
-Mamy ogrodnika -Nate przewraca oczami. -Jesteśmy hmm.. wygodniccy.Lubimy jak ludzie robią coś za nas.Wiesz, my tylko wydajemy pieniądze.. -uśmiecha się.No tak, oni tylko wydają.Że też na to nie wpadłam wcześniej.Pewnie mają też prywatnego kucharza, pokojówkę, a no i oczywiście kelnerów, którzy tak jak dzisiaj rozdają szampana na tacach.I wtedy zaczynam się zastanawiać..
-Dlaczego akurat ja? -zadaję pytanie na głos, chociaż wcale tego nie zamierzałam robić.-Dlaczego akurat ty?
-Nie rozumiem.. -Nate patrzy na mnie ewidentnie zdziwiony i lekko zmieszany.
-To raczej ja nie rozumiem. -zaczynam mówić coraz głośniej -Dlaczego ja muszę wyjść za ciebie? Dlaczego ty musisz się ożenić ze mną? Przecież my.. my tworzymy dwa różne światy.To nie ma sensu.
-Teraz cię akurat musiało najść na rozmyślanie.. -Nate kręci głową i przewraca oczami.Ja jednak nie daję za wygraną.Muszę się dowiedzieć co jest grane.
-Moi rodzice musieli mieć jakiś konkretny powód tego całego małżeństwa.To nie mogło być ich widzi mi się.Oni tego nie wymyślili.Coś się stało i podpisali tę umowę.Twoi rodzice muszą to wiedzieć przecież.Tak? Oni też muszą mieć jakiś powód.. -Nate już się nie uśmiecha.Stoi i patrzy na mnie oczami.. obojętnymi,złośliwymi? Nie wygląda to najlepiej.
-Nie zamierzasz chyba zawracać im głowy takimi pierdołami, prawda? -pyta spokojnie.
-Pierdołami? Przecież to jest umowa na całe życie! Nie mów mi, że cię to nie obchodzi.. -przerywam, bo Nate robi krok w moją stronę.Nadal ma tę minę.Kurcze, ogród już nie jest taki bajeczny,teraz wydaje mi się pułapką, z której nie ma ucieczki, gdzie nikt mnie nie usłyszy.No, chyba że przeskoczę te tuje.Biorąc pod uwagę moje nastawienie do lekcji wychowania fizycznego stwierdzam, że skok nie wyglądałby zbyt ładnie, jeśli oczywiście skoczyłabym, mój strach pewnie sparaliżowałby mnie.To z góry przegrana walka.
-Nie będziesz zawracać głowy nikomu takimi pierdołami.. -szepcze i poprawia mi kosmyk włosów. -Będziesz się trzymać tej cholernej umowy albo..
-Albo? -pytam cicho.Nie ruszam się.On nadal stoi blisko, zdecydowanie za blisko.I ta jego mina.Taka stanowcza, on mnie przeraża.
-Oj już ja się postaram, żeby nie doszło do albo i ty też się o to postarasz. -uśmiecha się i chwyta mnie za rękę. -Nikomu ani słowa dobrze? -pyta.W odpowiedzi kiwam głową.Nikomu nie powiem.Nie chcę wiedzieć co jest po słowie "albo".Nate kieruje nas z powrotem do domu.

W sali trwają tańce, ludzie (sądząc po ich uśmiechach) bardzo dobrze się bawią.Kelnerzy znowu krążą z winem i przekąskami.Wszystko wydaje się być dobrze, ja wiem, że to tylko gra.Każdy z nich ma maski i w zależności od sytuacji ubiera sobie jedną z nich.Tak, żeby wtopić się w tłum -żeby nikt nic nie wiedział,o nic nie pytał.Ja także zakładam maskę i uśmiecham się miło.Godzę się nawet na taniec z panem Josephem.Udaję.I jakże znakomicie mi to wychodzi!
-Cieszę się, że mogłem cię nareszcie poznać.. -mówi cicho tata Nate'a gdy tak wirujemy na parkiecie między innymi parami.
-Ja również. -odpowiadam i znowu się uśmiecham.Graj Nina - po prostu graj tę rolę.Nie musi wiedzieć, ze przez ostatnie kilka minut zdążyłaś ich wszystkich znienawidzić.
-Bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców.Taka wielka strata.. -oj na pewno wielka.Pewnie nawet nie zauważyli, ze świat liczy o dwie osoby mniej ostatnio.Oni wcale się tym nie przejmują -widać to wyraźnie w ich oczach -oni kłamią i wcale im to nie przeszkadza.Są jak komary, jeśli jeden krąży wokół ciebie to prawdopodobnie za chwilę przyleci drugi, a ty się nie możesz tego ustrojstwa pozbyć, wysysają z ciebie krew i rozkoszują się jej smakiem.Ty jesteś tylko pokarmem. -Twoja mama pewnie bardzo chciała zobaczyć twój ślub..
-Moja mama wiele w życiu chciała.. -Za chwilę go uderzę.Walnę go prosto w tę jego twarz, ten uśmieszek. Zniszczę tą maskę i nigdy więcej jej nie założy..
-Odbijany. -podchodzi do nas Nate i puszcza oczko swojemu tacie. Świetnie! Właśnie zamierzałam wykonać solidnego prawego sierpowego.No cóż.. nie tym razem.Tańczę więc teraz grzecznie ze swoją "miłością życia" i gram. Oh! Jak ja wspaniale gram! Jestem normalnie kurwa Angelina Jolie!


-Chcę już wracać do domu.. -szepczę do ucha Nate'a. Właśnie skończyliśmy rozmawiać z jakąś ciotką czy kimś.Mam już dość.Aktorstwo jest wyczerpujące. Nate spogląda na mnie ale nic nie mówi.Kiwa głową do jednego z kelnerów.Wychodzimy do holu.Kelner, ten sam, któremu Nate kiwnął głową przynosi mi płaszczyk i pomaga go założyć.Uśmiecham się ciepło do niego i dziękuję.Bez maski, bez fałszu -szczerze.Biedak, pracować dla takich..."szlachciców".Wychodzimy na podjazd, gdzie czeka już na nas samochód.Ku mojemu zdziwieniu Nate nie założył marynarki.Zamierza mnie odwieść w samej koszuli.Nie przejmuję się tym jednak dłużej.Jadę do domu -prawdziwego domu,gdzie mogę chodzić w dresach, boso,wyłożyć nogi na stolik i nikt mi nie zwróci uwagi na moje "niestosowne" zachowanie.
Przez całą drogę powrotną nie zamieniliśmy ani słowa.Dopiero pod domem, kiedy już zamykałam za sobą drzwi samochodu, Nate jakby nigdy nic powiedział:
-Dobranoc. -i odjechał.Ten to dopiero potrafi grać!Biorę głęboki oddech i wchodzę do środka.
-I jak było? -od progu słyszę krzyk Rafała.Musiał widzieć, że przyjechałam.
-W porządku. -mówię i wchodzę do salonu.Mój brat siedzi na kanapie z nogami na stoliku i butelką piwa w ręce.Pełen luz.Uśmiecham się -to właśnie mój świat.Normalny.Zwykły.Codzienny.A jednak jest w nim coś wyjątkowego.
-Jedzenie było dobre? Tańczyliście? Wydarzyło się coś? Potknął się ktoś i upadł twarzą w sałatkę? -zostaję zasypana pytaniami.Wzruszam ramionami.
-Tylko to się wydarzyło. -pokazuję mu palec, na którym jest pierścionek.
-O cholera.. -chwyta moją dłoń i ogląda go przez kilka minut.Potem bierze łyk piwa. -Kto bogatemu zabroni. -jego słowa idealnie podsumowują mój dzisiejszy dzień.Idę do łazienki wziąć kąpiel.Odprężyć się.Wrócić do bycia sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz