Czytasz = Komentujesz

Czytasz moje opowiadanie? :)
Zostaw komentarz - to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania i wiem, że mam dla kogo to robić.
Piszcie co sądzicie o rozdziałach, postaciach, historii.
Po prostu wyraźcie swoje opinie. :* ♥



poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 14.

  Victoria jest wysoką, długonogą blondynką.Ma na sobie strasznie obcisłą czarną sukienkę, przez chwilę zastanawiam się, czy może w niej oddychać -chyba może, skoro jeszcze żyje.Gdybym była facetem pewnie zrobiłaby na mnie wrażenie - na całe szczęście nie jestem i mogę śmiało stwierdzić: mam znacznie większy biust od niej.To zawsze coś, prawda?
-Tęskniłeś? -Podchodzi powoli na tych swoich krwisto czerwonych 13 cm szpilkach i uśmiecha się promiennie.Czuję się troszeczkę jak taka niewidzialna ściana pomiędzy nimi.Ona w ogóle na mnie nie patrzy,  nie żeby mi na tym jakoś szczególnie zależało ale wypadałoby się chociaż uśmiechnąć.
-Jakoś nie specjalnie. -nie widzę jego twarzy, za to czuję jego klatkę piersiową przy moich plecach, to jak delikatnie unosi się i opada.Wdech.Wydech.Czy to możliwe, że jest opanowany?
-Właśnie widzę.. -o jacie! Królewna mnie zauważyła! Co więcej -pożera mnie wzrokiem.Najpierw mierzy od stóp do głów a później lustruje.O nie, nie wygrasz ze mną ślicznotko, ja także się na nią gapię.Ba, mam tupet i na mojej twarzy pojawia się złośliwy uśmieszek.A co mi tam,najwyżej narobię sobie wrogów..
-Co ty tutaj robisz? -słyszę znudzenie w głosie Natea. On nie ma ochoty na jakikolwiek dialog z tobą panienko.
-Nic.Tak jakoś przejeżdżałam. -blondyneczka przewraca oczami i poprawia włosy.Dlaczego mam wrażenie, ze one całe się lepią od nadmiaru lakieru do włosów? -Zauważyłam twoje auto..
-I zatrzymałaś się gdzieś niedaleko, tak?
-No dokładnie! -Victoria klaszcze w dłonie idealnie przy tym ukazując swoje długie czerwone paznokcie.Zdaję sobie sprawę, ze zaczynam powoli nienawidzić tę dziewczynę.A to się rzadko zdarza, muszę mieć naprawdę jakiś solidny powód, żeby tak bardzo się zdenerwować.Tylko, za co ja jej tak nie lubię? -Ale skoro nie jesteś sam.. -mam wrażenie, że specjalnie przeciąga każdą literę w tym zdaniu aby tylko się dowiedzieć kim ja w ogóle jestem.
-No jak widzisz.. -Nate chyba nie ma ochoty mnie przedstawiać.I bardzo dobrze,nie musi znać mojego imienia.Niech tak zostanie. -Niestety, śpieszy nam się.
-Ahh no tak. -Victoria robi smutną minę, niestety jest kiepską aktorką i widać w tym 100% sztuczności. -W takim razie do zobaczenia niedługo. -znowu się uśmiecha i odchodzi. Strasznie powoli, prężąc swe ciało w tej sukieneczce i szpileczkach. Ughh..
-Uff. -Nate bierze głęboki wdech a następnie wydech.Odwracam się i o mały włos a zderzyłabym się z jego klatką piersiową.On faktycznie stał tak blisko mnie? Wsiadam do samochodu, Nate jeszcze przez chwilkę stoi jak słup soli a następnie siada za kierownicą.Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem.
-Serio? -pytam uspakajając się po chwili. -To był twój typ dziewczyny? -nie moja sprawa go komentować, no ale błagam, taka blondyneczka? Już bym rudą wolała. Patrzę na Natea, jemu nie jest do śmiechu.Szybko próbuję się opanować.Na całe szczęście zanim Nate mi odpowiada dzwoni jego telefon.
-Tak mamo? -odbiera. -Tak, jestem z nią. -uśmiecha się do mnie.Co jego mama może ode mnie chcieć? -Nie wiem.Postaramy się. -chwila przerwy.-Dobrze. -i znowu jego mama coś mówi. Nate poprawia swoje włosy dłonią.Pokazuje mi, że ta rozmowa może jeszcze potrwać.Znowu zaczynam się śmiać. -Yhym. Tak. -i znowu przerwa.Kurcze, nie wiedziałam, że jego mama jest taka rozmowna przez telefon. -Nom, dobra. -Nate rozłącza się.
-Coś się stało? -pytam poprawiając kucyka, chyba dzisiaj go jakoś źle związałam, co chwilę jakiś kosmyk się uwalnia spod gumki.Mam dość i po prostu rozwiązuję go.Moje włosy swobodnie opadają na ramiona.
-Moja mama dzwoniła, żeby się zapytać czy przyjedziesz do nas na grilla. -o nie.Tylko nie kolejne spotkanie z jego rodzicami.
-I co jej powiedziałeś? -chyba się tak po prostu nie zgodził? Nie zrobiłby tego..
-Że cię o to zapytam.Jak się zgodzisz to przyjedziemy, jak nie to nie. -wzrusza ramionami.Uruchamia samochód i włączamy się do ruchu drogowego.Szybko orientuję się, że zmierzamy do mojego domu.
-Powinnam jechać? -pytam po chwili.Nie chcę wyjść na niegrzeczną.
-Jak masz ochotę. -Nate uśmiecha się do mnie i ku mojemu zdziwieniu chwyta moją dłoń.Co jest grane? -Byłoby fajnie jakbyś pojechała. -no tak. Czyli on chce abym udała się na grilla. Oh, kurcze, co ja mam teraz zrobić?
-Dobrze. -poddaję się.Niech ma,jadę.Tylko zabierz tą rękę. -Możemy jechać. -widzę kolejny uśmiech na jego twarzy, tym razem szerszy.Puszcza mnie i kładzie z powrotem swoja dłoń na kierownicy.Tak jest lepiej, znacznie lepiej.


W domu szybko ruszam do swojego pokoju, zostawiając Natea w salonie.W co ja się cholera ubiorę?!
Stawiam na wygodę.Ubieram się w niebieskie rurki, białą, luźną koszulę i czarne baletki.Szybko nakładam tusz do rzęs i błyszczyk.Wychodzę do salonu próbując związać jakoś włosy.
-Nie.Zostaw. -Nate wstaje z kanapy. -Niech zostaną rozpuszczone. -mówi po chwili. Ehh no dobrze.Zostawiam je, tylko lekko przeczesuję szczotką.
-Możemy już jechać. -mówię zabierając torebkę ze stolika i wkładając do niej telefon,błyszczyk i paczkę chusteczek.Reszta najpotrzebniejszych rzeczy jest już w środku, mam przynajmniej taka nadzieję, nie chce mi się tego sprawdzić.
Zamykam drzwi na klucz i wsiadam do samochodu.Ruszamy.




-Nina. -w progu wita nas mama Natea.-Jak fajnie, ze przyjechałaś. -uśmiecham się, nie za bardzo wiem, co powinnam odpowiedzieć.Wychodzimy na ogródek.W altance jest dość tłoczno, widzę jak Nate marszczy brwi, on chyba też nie spodziewał się nikogo więcej.W środku są dziadkowie Natea i jeszcze jedna para ale niestety nie mam pojęcia kto to.
-O Nate! -jakaś pani uśmiecha się promiennie na jego widok.Na mój już niezbyt.Kurcze, może jednak powinnam ubrać spódniczkę? -Jakiś ty się przystojniak zrobił!  -Nate uśmiecha się zakłopotany.Zajmujemy miejsca przy stoliku.Szybko orientuję się, ze jedno zostało wolne.Obok tej pani, która tak bardzo się ucieszyła na nasz(zwłaszcza mój) widok.
-No to opowiadaj co robiłeś przez ten cały czas jak nas nie było. -teraz głos zajmuje mąż tej pani.
-Właściwie to nic szczególnego, wyjechałem do wujka.. -Nate nie ma ochoty rozmawiać.Widzę, że zaczyna się denerwować.Jego mama chyba też to zauważa, bo zmienia szybko temat.


-A gdzieś ty się podziewała? -słyszę śmiech owej nieznajomej pani i odwracam się aby zobaczyć do kogo mówi.Kurwa, nieruchomieję.Victoria stoi w zupełnie nowym przebraniu, tym razem ma na sobie zielona spódniczkę,białą bluzkę i czarne szpilki.Stoi zaraz na wejściu do altany i mierzy mnie wzrokiem,nie spodziewała się mnie tutaj, ja jej też. Nate zasłania dłonią oczy.Ja pierdole, teraz to dopiero się wnerwił.
-No musiałam się troszkę ogarnąć po podróży.. -Victoria uśmiecha się do wszystkich i zajmuje wolne miejsce.Tata Natea otwiera wino i nalewa do lampek.
-To może jakiś toast? -pyta ten nieznajomy pan.Teraz wydaje mi się, ze to tata Victorii.Są nawet podobni.
-Może za nadchodzący ślub? -głos zabiera mama Natea. O nie, tylko nie ten temat.
-Ślub nam się szykuje? -to chyba bardzo ciekawy temat dla mamy Victorii. - A kto się żeni,czy tam wychodzi za mąż?
Nate pochyla się żeby mi coś powiedzieć na ucho.
-Chcesz wyjść? -pyta cicho.Delikatnie kiwam głową.Chyba o niczym innym teraz nie marzę.
-No Nate i Nina biorą ślub! -tata Natea jest wyraźnie zadowolony z tego powodu.Victoria zaczyna się krztusić winem.Czuję, ze robię się czerwona jak burak. Nate powoli wstaje.
-Przepraszamy na chwilkę. -mówi, odsuwa moje krzesło i podaje rękę.Chwytam ją i wstaje. Uśmiecham się i wychodzę za nim z altanki.
-Zabierasz mnie do domu? -pytam po chwili.
-Zwariowałaś? -Nate zaczyna się śmiać.Nie wiem czy ze mnie czy po prostu z nerwów.Moje ręce ciągle drżą.Kurcze, skoro to była Natea i każdy o niej wie, to dlaczego jego rodzice ich wpuścili?!
-Nate skarbie. -w korytarzu podbiega do nas jego mama.Ona też jest chyba zdenerwowana. -Przepraszam cię bardzo ja nie wiedziałam, ze oni nas odwiedzą.
-Mamo cholera.. -chcę wyjść i zostawić ich samych ale Nate za mocno trzyma mnie za rękę.Stoję i patrze się w podłogę. -Mogłaś zadzwonić jak przyszli.Kurcze no..
-Ja wiem.. -współczuję tej kobiecie, najwyraźniej nie mogła nic zrobić.I teraz pewnie się obwinia. -Nie róbmy zamieszania.Po prostu wróćcie do altanki, dobrze?
-Wrócimy. -Nate rozluźnia uścisk.Czuje, ze krew znowu zaczyna krążyć w mojej dłoni. -Ale najpierw chcę pobyć z Niną sam na sam przez chwilę.
-No dobrze. -mama Natea odchodzi. Nate rusza przed siebie w górę po schodach.
-Gdzie idziemy? -pytam nieco zakłopotana.
-Do mojego pokoju. -posyła mi jeden z tych swoich łobuzerskich uśmiechów i przyśpiesza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz