Czytasz = Komentujesz

Czytasz moje opowiadanie? :)
Zostaw komentarz - to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania i wiem, że mam dla kogo to robić.
Piszcie co sądzicie o rozdziałach, postaciach, historii.
Po prostu wyraźcie swoje opinie. :* ♥



niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 12.

 Zaczynam żałować tego, że zadzwoniłam po Nate'a. Siedzi teraz na kanapie w salonie i patrzy się na mnie jak na wariatkę.
-Żartujesz sobie? -pyta po chwili.Nie wygląda jakby go coś rozśmieszyło, wręcz przeciwnie.Chyba się złości.
-A wyglądam jakby było mi do śmiechu? -podaję mu szklankę soku pomarańczowego.
-Sugerujesz, że ja mam z tym coś wspólnego?
-Nie. -siadam na fotelu naprzeciwko niego. -Tak po prostu ktoś pisze do mnie wiadomości, w których wyraźnie jest niezadowolony z tego, że się znamy, każe mi się od ciebie odwalić, bo inaczej mojemu bratu się coś stanie. -przewracam oczami. -To chyba faktycznie nie ma z tobą nic wspólnego.Możesz już sobie iść. Nie mam pojęcia po co do ciebie dzwoniłam.To przecież oczywiste, że jesteś czysty jak łza.Tak czysty, że aż przezroczysty...
-Dobra, dobra. Już się tak nie denerwuj. -bierze łyk soku pomarańczowego.
-Jak ja mam się nie denerwować?! -no teraz to dopiero się zdenerwuję. -Czy ty w ogóle siebie słyszysz człowieku?!
-Mówię tylko, że nic poważnego się na razie nie stało, tak?
-Nic poważnego się nie stało?! Mój brat jest w szpitalu!
-Nic mu nie jest. Za dwa dni prawdopodobnie wychodzi.. -on ma faktycznie coś z głową.Narkotyki musiały mu wyżreć mózg.Jeśli kiedykolwiek go miał.
-Tak.Masz rację.Jest po prostu zajebiście.Co z tego, że dostaję takie wiadomości.To normalne.Mój brat miał wypadek samochodowy? Przecież to nic takiego.. -gwałtownie wstaję z fotela.Za chwilę coś rozwalę.Widzę reakcje Nate'a. Nie spodziewał się, że aż tak się zdenerwuję.Heh.No to teraz sobie popatrz na swoja przyszłą żonę. -Co z tego, że ktoś spowodował ten wypadek specjalnie? Przecież to też jest normalne.Matko, czym ja się przejmuję.Pewnie teraz sobie siedzisz na jakiejś bombie.To też norma.Nie ma w tym nic dziwnego.Powinnam teraz oglądać telewizję z chipsami w rękach i wyluzować.Mógł to zrobić każdy, w końcu mam więcej wrogów niż znajomych..
-Przestań.. -Nate wstaje z kanapy.
-Co mam przestać?
-Tak się zachowywać.
-A niby jak ja się zachowuję? -znowu znajdujemy sie za blisko siebie.
-Jak jakaś wariatka..
-Wariatka? -zaczynam się śmiać.Za chwilę szlag mnie trafi.Wszystko się we mnie kotłuje.Płonę od środka z wściekłości. A ten debil nazywa mnie wariatką.
-Tak.Wszystko wyolbrzymiasz.
-Wyolbrzymiam.Tak, na pewno. -znowu przewracam oczami.I właśnie w tedy w mojej głowie rodzi się pewien pomysł. -A może to ty, co?
-Co ja? -Nate marszy brwi.Nie rozumie o co mi chodzi.
-Może to ty za tym wszystkim stoisz.Nie masz ochoty się żenić, a umowy nie da się złamać więc postanowiłeś wykończyć nas po kolei.Najpierw Rafała, to oczywiste, ze bez niego długo nie pociągnę, zwłaszcza z tobą..
-Teraz to naprawdę przeginasz..
-To kto to zrobił? Hmm?
-Nie mam pojęcia. -widzę jak zaciska ręce w pięści.Denerwuje się.
-A może twoja była, co?
-Kto? -znowu jest zdziwiony.
-No ta... jak jej to było? Victoria? -uśmiecham się. -Może to ona?
-Skąd wiesz o Victorii? -teraz już nie jest zdziwiony. Jest wściekły, zupełnie jak na tym przyjęciu u jego rodziców.Jego twarz lustruje mnie dokładnie.Mam wrażenie, jakbym nie miała na sobie nic. Jakby widział wszystko,znał każdą moją myśl w głowie.Brakuje mi powietrza. -Nina.Skąd wiesz o Victorii? -cofam się ale trafiam na ścianę.On nie odpuszcza, podchodzi do mnie.Znowu dzielą nas tylko centymetry.Szukam wokoło jakiegoś przedmiotu, którym mogłabym się w jakiś sposób bronić.Niestety, nic nie znajduję. -Nie zadam trzeci raz tego samego pytania..
-No.. Ja tylko. -kurwa. Cokolwiek bym teraz mu nie powiedziała i tak będę mieć kłopoty.Mam skłamać? Ale jak? Co niby mam powiedzieć?
-I tak się dowiem.Prędzej czy później. -uśmiecha się delikatnie.Ale to nie jest miły uśmiech. To uśmiech osoby, która ma wielką ochotę na przerażającą, dokładnie zaplanowaną zemstę. -Lepiej dla ciebie jeśli mi teraz powiesz kochanie.
"Nie dawaj mu powodów do wściekłości.. on lubi być agresywny" -przypominają mi się słowa Rozalie.I już wiem, że nie mogę kłamać.Powiem mu.
-Rozalie mi powiedziała. -mówię strasznie cicho.Przez chwilę myślę, że każe mi powtórzyć, bo nic nie usłyszał ale on tego nie robi.Odsuwa się ode mnie.
-Zajmę się tym. -zabiera swoją kurtkę z oparcia kanapy. -Nie masz się czym martwić. -posyła mi całusa i wychodzi.Opuścił mój dom.On sobie tak po prostu wyszedł!
Jeszcze przez długą chwilę nie mogę złapać oddechu.Kurwa.Co ja narobiłam?! Czym on się teraz zajmie? Tymi wiadomościami, czy Rozalie? Szybko szukam telefonu.Muszę do niej zadzwonić, tak? Powinnam to zrobić? Ale co ja jej niby powiem? Siadam na fotelu z telefonem w ręce. Zadzwonię. Muszę zadzwonić inaczej zwariuję.Kurwa.Poczta głosowa.Co teraz? Co ja mam robić? Cała się trzęsę.Nie mam pojęcia, czy ze strachu, czy z konsekwencji jakie pewnie przyjdą po rozmowie z Natem. Jeśli można to w ogóle uznać za rozmowę.





Kompletnie nie wyspana wchodzę do szkoły.Całą noc rozmyślałam nad wczorajszym dniem.Wstałam o szóstej rano.
-Wszystko dobrze? -pierwsza zauważa mnie Matylda, później podchodzi do nas Stephanie.
-Tak.Miałam ciężką noc. -kłamię.
-Rozmawiałaś z Natem? -Stephanie jest wyraźnie zaciekawiona.
-Tak. -nie ma mowy, żebym im powiedziała o tym co się stało. -Powiedział, że się tym zajmie. -to akurat prawda, tak powiedział.Nie musiałam wiele kłamać.Po prostu ominęłam kilka szczegółów.
-To dobrze. -Matylda oddycha z ulgą.-A mówił ci, kto może za tym wszystkim stać?
-Nie. -teraz też nie kłamię.Kurcze, dobrze, ze nie pytają o szczegóły.Na razie całkiem nieźle mi idzie.
-A może to i lepiej. -Stephanie bierze mnie za rękę i idzie w kierunku sali historycznej.Kończymy temat Natea i moich SMS-ów. Zaczynamy normalny dzień nauki.Staram się już nie myśleć o tym wszystkim.Skupiam się na drugiej wojnie światowej i Pani Wnerwiającej. Tak już ją nazwaliśmy.Nie da się inaczej nazwać nauczycielki historii.Naprawdę, nie ma innej opcji.



Postanawiam, ze po szkole od razu pójdę do Rafała. Niestety, okazuje się to niemożliwe gdy zauważam białe lamborghini aventador czekające przed budynkiem.Nie muszę się zastanawiać kto w nim siedzi, ponieważ Nate wychodzi z samochodu gdy tylko staję na chodniku.Macha mi.Znowu wszyscy się na nas gapią.No, nie dziwię się im.To auto jest całkiem ładne. Właściciel też nieźle wygląda.Jest ubrany w czerwone dżinsy i czarny t-shirt. Ma ciemne okulary, które dodają aury tajemniczości.Gdybym go widziała po raz pierwszy pewnie by mi się spodobał, tak jak tym dziewczynom obok mnie.Nie wiedzą już jak się przed nim prężyć.Z jednej strony chcą pokazać biust, z drugiej pupę.Szkoda tylko, ze nie wiedzą jak wielkim potrafi być dupkiem.
-Cześć kochanie. -mówi kiedy do niego podchodzę. Zabiera mi plecak, chociaż w cale tego nie chcę.Nie zamierzam też robić scen przed szkołą więc po prostu nie zwracam na to uwagi.
-Cześć. -nie mam pojęcia jak go nazwać.Użyłabym bardzo brzydkiego określenia ale nie chcę ryzykować zdenerwowaniem go.Zwykłe "cześć" musi wystarczyć.
-Pomyślałem sobie, ze skoro twojego brata nie ma.To może ja się tobą chwilowo zaopiekuję. -że co proszę?
-Zaopiekujesz się mną? -powtarzam jak papuga.
-Tak.
-Ale mną się nie trzeba opiekować... -ta jasne. Może jeszcze zamieszka od razu ze mną.Byłoby idealnie.
-Oghh.. Czy możesz choć raz się nie kłócić ze mną? -widzę w tłumie Matyldę i Stephanie.Kurcze, czy ten chłopak robi nam właśnie zdjęcie?
-Nie nam. Samochodowi. -Nate podąża za moim wzrokiem. Przewraca oczami. -Ludzie, samochodu nie widzieli.
-Jakby to był taki zwykły samochód to uwierz mi, przeszliby obojętnie obok niego.
-A co? Nie jest zwykły? -na twarzy Natea pojawia się delikatny uśmieszek. On dobrze wiem jakie wrażenie robi wokół siebie.To tylko gra, takie pozory.Już ja wiem jaki potrafi być.
-Dobra.Chciałam jechać do Rafała.. -muszę się stąd ulotnić. Mam dość tych wszystkich gapiów.
-W porządku. Pojedziemy do niego.Tylko najpierw coś zjemy. -otwiera mi drzwi.Jak rozumiem, nie mam prawa się sprzeciwić.Wsiadam więc posłusznie do samochodu.Matylda i Stephanie uśmiechają się i machają mi.Odmachuję.Jak dobrze, że oni wszyscy nie znają prawdy, inaczej nie pozwoliłyby mi wejść do tego samochodu, a już na pewno odjechać z tym kierowcą.

1 komentarz: