Leżę tak przez równe dwie godziny, zegar na ścianie właśnie wybił 20:00.Jestem totalnie zmęczona, zdezorientowana i rozczarowana.Wstaję, wychodzę na korytarz, gdzie uderza mnie zapach naleśników, mój brzuch jak na zawołanie daje znak, ze domaga się jedzenia.
Nate stoi przy blacie, jest odwrócony do mnie plecami.Wskazuje dłonią krzesło przy stole. Rozumiem, teraz będziemy się komunikować na migi. Po chwili kładzie przede mną talerz z naleśnikami i syropem klonowym, sam siada naprzeciwko mnie.Jemy, żadne z nas nic nie mówi.I to nie dlatego, ze nie chcemy się zakrztusić kawałkiem naleśnika.Wolimy pokazać, jak bardzo się na siebie gniewamy.
Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Nie miał prawa ukrywać takich sekretów.Od razu powinien mi powiedzieć. Tylko, czy rodzice mieli takie prawo, prawo ukrywania tego wszystkiego przede mną? W końcu oni także byli w to zamieszani. Czy gdyby żyli, powiedzieliby mi? Może byli zamieszani w coś jeszcze? Dlatego zostali zamordowani? Wpakowali się w coś innego niż narkotyki?
Gdy tak sobie myślę, w mojej głowie rodzi się z kolejną minutą jakieś 1000 pytań, oczywiście, bez jakiejkolwiek odpowiedzi.
Prawie dostaję zawały, gdy mój telefon przerywa ciszę. Nate prześwietla mnie wzrokiem.Wyjmuję komórkę z kieszeni. Rozalie -świetnie.
-Cześć. -odbieram.
-Siemka -słyszę jej wesoły głos i coś powoduje, ze ja także się uśmiecham. -Co słychać u nowożeńców?
-Wszystko w porządku, dziękuję.A u ciebie? -nic sobie nie robię z ponurego wzroku Natea. Niech się patrzy jak lubi.
-A też dobrze. -mała przerwa, Rozalie mówi coś do kogoś. -Słuchaj,nie chciałam dzwonić do Nathaniela, bo się nie dogadujemy. Także dzwonię do ciebie..
-Aha.. -już się boję jej pomysłu.
-Może wpadniecie do mnie na małą imprezę jutro?
-No nie wiem.. -przewracam oczami.Jeszcze teram mi do szczęścia brakuje bandy rozpijaczonych ludzi pląsających na parkiecie.
-Ohhh.. No zgódź się! -tylko nie to.Rozalie zaczyna nudzić. -Będzie fajnie, zobaczysz.Potańczymy, popijemy, zabawimy się troszkę..
-Zobaczymy.Dam ci znać.
-Jesteśmy zaproszeni do Rozalie na imprezę. -informuję Natea odkładając telefon.Kilka minut bez słowa, żadnej reakcji.
-Zamierzamy iść? -to jego odpowiedź.
-No nie wiem.. -wzruszam ramionami. Wstaję, postanawiam umyć naczynia po kolacji. Nate zasiada przed telewizorem.Po kilku minutach dołączam się do niego. Lecą jakieś kabarety, więc atmosfera między nami się oczyszcza, gdy oboje się śmiejemy.Nie zapominam o tym, co się dzisiaj wydarzyło, nie mam nawet zamiaru, ale cieszę się, ze nie jesteśmy już naburmuszeni.
Kładziemy się spać jakby nigdy nic, czyli "na łyżeczki".
-Chcesz iść do tej Rozalie? -Nate szepcze mi do ucha.
-Sama nie wiem. A ty?
-Obraziłaby się gdybyś nie przyszła. Chyba nie mamy wyjścia, Po co sobie robić wrogów w rodzinie?
-Właśnie. -śmieję się.- W takim razie nie mamy wyjścia, idziemy.
Kiedy myślę, ze to już koniec rozmowy Nate znowu się odzywa.
-Zakupy?
-Co?
-Idziemy jutro na zakupy? -czasami nie ogarniam tego gościa, a właściwie jego pomysłów.
-jakie zakupy?
-Noo pomyślałem, ze skoro jesteś kobietą, to pewnie nie masz się w co ubrać, nie? -myślę,przeglądam w głowie ciuchy jakie mam w walizce.
-Faktycznie.Zakupy to konieczność. -czuję na ramieniu jego uśmiech.Moje włosy dostają buziaka i zasypiamy..
Wybraliśmy się do sklepów zaraz po śniadaniu. I chociaż szukam sukienki, to Nate kupuje mi wszystko to, co jego zdaniem mi pasuje i jest ładne.Między innymi bluzki, bluzy, swetry, no i oczywiście (jakże mogłabym pominąć) bieliznę.Cokolwiek mu się spodoba ląduje w koszyku.Ekspedientka jest wyraźnie zafascynowana naszą strategią robienia zakupów.
-Zwariowałeś? -śmieję się, gdy widzę jaką sukienkę ma w rękach Nate.
-Nie, dlaczego?
-Jak ja w tym będę wyglądać? -sukienka wyraźnie sporo odsłania.
-Na pewno seksownie. -posyła mi oczko.
-nie.. -kiwam głową.On jednak sprawdza rozmiar i wkłada ją do koszyka.
-Tak. -uśmiecha się i idzie dalej wgłąb sklepu.
Nie wiem, czy to dla zemsty ale ja też pakuję do koszyka wszystko to, co mi się podoba i w czym Nate będzie przyzwoicie wyglądał.Czyli jakieś pięć koszul różnych kolorów świata, trzy koszule w kratę (nigdy go w takiej nie widziałam) i kilka bluz.
Zauważa to przy kasie ale nie komentuje.
-4768 zł. -pracownica obdarza nas ogromnym uśmiechem. Chyba cieszy ją tak duży utarg. Serio, zapłaciliśmy prawie 5000 złotych! Matko, przecież to mnóstwo pieniędzy.
-Zgłodniałem.. -mówi Nate gdy wychodzimy z siatkami ze sklepu i zmierzamy do samochodu.
-Byliśmy tylko w jednym sklepie a ty już zdążyłeś zgłodnieć? -śmieję się. Ahh ten męski apetyt.
-Najwyraźniej.. -i znowu ten łobuzerski uśmieszek.Tak więc zahaczamy po drodze o jakąś restaurację.
-Zróbmy tak.. -Nate wchodzi do łazienki bez pukania.Na szczęście mam na sobie ręcznik,suszę włosy suszarką.
-Ty ubierzesz sukienkę, którą wybrałem, a ja będę przez całą imprezę miły dla ciebie. -co proszę?
-Słucham? Będziesz miły?
-Tak.Calutką noc.. -uśmiecha się dumny ze swojego genialnego pomysłu.
-I to ma mnie niby przekonać? -śmieję się.
-Dlaczego nie? -rozbiera się i wchodzi pod prysznic.
-Wiem.. -mówię, zanim zdążą odkręcić wodę.Wychyla się zza kabiny. -Ja się ubiorę w sukienkę, ale ty się ubierzesz w koszulę wybraną przeze mnie.
-Nie ma mowy.. -kiwa głową na nie i zamyka się z powrotem w kabinie.Odkręca wodę.
Chłopie, ty nie masz pojęcia jaką ja mam siłę przekonywania. Szybko wchodzę do sypialni, ogarniam wzrokiem szufladę z bielizną i zakładam niebieski zestaw, czyli koronkowe stringi i stanik.Na to oczywiście idzie sukienka wybrana przez Natea, w kolorze niebieskim + czarne szpilki.Włosy są lekko poskręcane co dodaje im objętości, jeszcze tylko kreska na powiece, tusz do rzęs i delikatna czerwona szminka.Efekt (muszę to przyznać) jest niezły.Sukienka odsłania plety, ma też wycięcia na bokach.Jest wyzywająca ale co tam.
Poprawiam włosy, kiedy Nate wychodzi z łazienki.Odwracam się i uśmiecham najseksowniej jak tylko umiem.Widzę błysk w jego oczach i już wiem, ze wygrałam to starcie.Kładę na łóżku niebiesko-czarną koszule w kratę.
-Czekam na dole. -posyłam mu jeszcze jeden uśmiech i wychodzę.
-Nie wierzę, że to zrobiłem.. -zadzwoniliśmy po taksówkę.Zapewne wypijemy jakiś alkohol i wolimy nie ryzykować. Nate przez całą drogę (która trwa jakieś 1,5 godziny) marudzi na temat tej koszuli.Nie wiem dlaczego, wygląda jak taki typowy łobuz z idealnie rozczochraną fryzurą, przez to ciągłe jego przeczesywanie włosów dłonią.Uważam, ze będziemy tworzyć całkiem niezłą parę dla oczu.
-Pierwszy raz masz na sobie koszulę w kartkę? -pytam roześmiana.Naprawdę zachowuje sie jak mały chłopczyk.
-Tak. -on też się śmieje. -Zwykłem kiedyś mówić, że noszą ją tylko staruszki.
-No, to teraz musisz uważać, żeby cię jakiś twój znajomy nie zauważył.Ale spoko, może nie będzie tutaj żadnego, w końcu to impreza Rozalie. -posyłam mu oczko wychodząc z samochodu.
Dom Rozalie jest taki, jakim go sobie wyobrażałam.Wielki i cholernie bogato urządzony.Szybko się orientuję, ze to wcale nie taka mała impreza.Mnóstwo ludzi wchodzi do domu i z niego wychodzi żeby zapalić papierosa pod drzewem niedaleko.
-Aaaa!! Nina! -Rozalie od razu nas zauważa. -Przyszliście! -krzyczy mi do ucha.Krzywię się, lekko ogłuszona.Z Natem wita się lekkim skinieniem głowy, tyle. Zaczepia ją jakaś dziewczyna i odchodzi w stronę tłumu.Tyle ja widziałam.Strasznie tutaj głośno, nie widzę jednak nikogo oprócz mnie, komu by to przeszkadzało.Pierwszy pokój to właściwie sam parkiet do zabawy, już prawie cały zajęty przez mnóstwo tańczących (lub usiłujących jakoś tańczyć) par.W drugim pokoju są zaś stoły pozastawiane różnego rodzaju jedzeniem, w rogu zaś stoją za barem (też nie małych rozmiarów) barmani serwujący trunki. Typowa domówka bogaczy.
Nate chwyta mnie za dłoń i prowadzi do baru. Zamawia dla nas jakiegoś drinka ale nie jestem w stanie usłyszeć nazwy. W każdym razie jest kolorowy i niezły w smaku.
-Nate? Nate! -słyszę jakiś kobiety głos przekrzykujący muzykę. Odwracamy się, w naszym kierunku idzie jakaś ruda dziewczyna. -No nie wierzę! Co ty tutaj robisz?! -przytula się do niego.Jest wyraźnie zdziwiony całym zajściem.Przyciąga mnie do siebie.
-Nina to jest Natasha. Natasha to jest Nina, moja żona. -uśmiecham się miło (chociaż w głębi duszy krzyczę, żeby sobie poszła gdzie pieprz rośnie).
-Żona? -i co, zatkało kakao? Najwyraźniej tak, bo przez chwilę nic nie mówi.
-Yhym.. -Nate chyba nie ma zamiaru stać i gawędzić, bo odkłada nasze drinki na bar. -Przepraszam cię ale mieliśmy właśnie zamiar sobie troszkę potańczyć. -chwyta mnie za rękę i prowadzi do sali pierwszej.
-Kto to jest? -pytam kiedy tańczymy, akurat nam się trafił nieco wolniejszy utwór.
-Spałem kiedyś z nią, czysty seks, nic więcej. -wzrusza ramionami.
-Przed czy po Victorii?
-Po. -przewraca oczami.
-Jak bardzo po? -tak, ciekawa osoba ze mnie, jak juz sobie znajdę temat to nei puszczam, dopóki go nie wyczerpię.
-Przestałem z nią sypać jakiś tydzień przed pierwszym spotkaniem z tobą. -co?
-Tak po prostu? -delikatny obrót i znowu wracamy do rozmowy
-Tak, tak po prostu. -wzdycha.
-Dlaczego?
-Nina, przestań.Spałem, przestałem, koniec. -kończę, więcej pytań nie zadaję.
Tańczymy tak jeszcze przez kilka piosenek, później znowu idziemy do baru, wypijam dwa drinki i zachciewa mi się siku.
Kiedy myję ręce do łazienki wchodzi (nie kto inny, jedyna w swoim rodzaju) Natasha.Czy ja mam jakieś szczęście do poznawania ludzi w łazienkach? Może to jakiś fatum?
-O, hej. -uśmiecha się.Wyraźnie szuka czegoś na mojej ręce, nawet wiem, co to może być.Specjalnie obracam tak dłonie, żeby widziała zarówno obrączkę jak i pierścionek zaręczynowy. -Zapomniałam wam pogratulować.
-Dziękujemy. -wycieram papierowym ręcznikiem ręce.
-Długo już jesteście po ślubie?
-Tak dokładnie to dwa dni. -kuźwa, to nic, mam jeszcze szansę wygrać to starcie, jak sie tylko postaram.
-Ojej, to króciutko. -śmieje się. Rudy babsztyl.A myślałam,że Victoria będzie jedyną osobą, ze świata Natea, której nie będę trawić.Zmierzam już w kierunku drzwi, gdy słyszę.. -Wiesz, nas coś kiedyś łączyło.
-Naprawdę? -udaję zaskoczoną.
-Tak. -uśmiecha się jeszcze bardziej zadowolona z siebie. -To była naprawdę bardzo mocna więź..
-Ohh no coś ty.. -moja gra aktorska jest na naprawdę wysokim poziomie.
-Ciężko było nam ją zerwać, tyle nas łączyło, tak dobrze się dogadywaliśmy.No ale cóż..
-To dlaczego ja zerwaliście?
-Ponieważ to było zbyt piękne, a życie potrzebuje troszkę goryczy. -że niby co? Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zamiast tego postanawiam się odegrać.
-Wydaje mi się, ze seks nie potrzebuje goryczy, chyba właśnie powinien być piękny.
-Słucham? -ojej, Ruda nie wie o czym mówię?
-Natasha, relacje oparte tylko i wyłącznie na seksie raczej nie mają racji bytu długoterminowego.Sorry, trzeba czegoś więcej żeby faceta zatrzymać. -poprawiam włosy i dumnie wychodzę z łazienki.
Zauważam Natea przy stoliku z jedzeniem, właśnie je jakieś ciastko i macha mi.Idę w jego stronę gdy zatrzymuje mnie gwałtowne pociągnięcie za ramię.Odwracam się i dostaję z liścia.Zgadnijcie od kogo, no oczywiście, ze od Rudej.W mgnieniu oka znajduje się obok mnie Nathaniel. Widzę też za Rudą Rozalie, którą centralnie zatkało.
-Czy ciebie popierdoliło dziewczynko?! -Nate jest wkurwiony.W życiu go takiego nie widziałam..
_______________
I jak Moi Kochani? Co wy na to? Podobał się rozdział? :)
Awwwww.... na początku taki frustrujący, potem słodki i uroczy, a koniec taki ekscytujący! Chcę więcej! ;)
OdpowiedzUsuńGENIALNY!!! ♥
OdpowiedzUsuńCoś czuję że nie polubię tej całej rudej zdziry
Uwielbiam, uwielbiam <3
OdpowiedzUsuń